Dzisiaj sprzedałam swój domek letniskowy. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i oddałam klucze nowym właścicielom.
To wszystko.
Odwróciłam się z bólem serca. Próbowałam się opanować, ale kiedy moja sąsiadka Basia płakała przy pożegnaniu, nie mogłam się powstrzymać i też zalałam się łzami.
Szlochając i rozmazując łzy po policzkach, odjechałam. Powiedziałem Basi, że może jeszcze kiedyś wrócę, ale to mało prawdopodobne. Nie mogłam patrzeć przez płot na moje dawne lenno.
Skończyło się.
Ileż wielkich planów snułam z tym kawałkiem ziemi!
Jak ja marzyłam o domku, szukałam go, jeździłam oglądając ofert, aż wreszcie kupiłam. Pieniędzy ledwo starczało. Wtedy ceny szybowały w górę, a ja bałam się, że ktoś ukradnie mój skarb.
Ileż wspomnień mam z nim związanych.
Jak złamałam nogę w pierwszym roku kopiąc ogródek i wynosząc śmieci w workach do mojego starego samochodu.
Jak z moim 17-letnim wówczas synem zrobiliśmy płot, a potem całe lato spędziłam na piłowaniu piłą ręczną starych słupków ogrodzeniowych na opał.
Mąż mojej koleżanki zrobił mi fantazyjną bramę. I sam ją zamontował, tak że przez 15 lat nie miała żadnej usterki i wciąż wyglądała na nową.
Jak przez wiele lat kupowałam przeróżne nasiona i sadzonki i było ich tak wiele, że nie wiedziałam, gdzie je umieścić na działce. Uwielbiałam wtedy róże, miałam ich aż 33 rodzaje!
Jak stopniowo wszystko było urządzane – ścieżki, wnętrze domku, nowa toaleta, taras, huśtawka, garaż.
Z tym miejscem wiąże się również wiele osobistych wspomnień.
I to wszystko (cała część mojego świata) zamieniło się w niezbyt grubą kopertę z dziesięcioma tysiącami.
Ohhhh!
Ale cóż zrobić. Nie ma przyszłości bez rozstania się z przeszłością. Niech nowi właściciele dobrze się bawią.
I życzę im dobrze w moim własnym starym domu.
Ale moje serce nadal trochę boli.
Po prostu będę smutna jeszcze przez chwilę.
Dziękuję tym, którzy doczytali do końca.