Kiedy byłyśmy z siostrą małe, mama kupowała nam osobne szampony. Kupowała dla siebie lepszy z odżywką i chowała go w swoim pokoju, a w łazience stawiała litr najtańszego szamponu z pokrzywy.
Zarówno ja, jak i Ala miałyśmy długie włosy. Po pokrzywie nie dało się ich wyczesać, stałyśmy przed lustrem przez czterdzieści minut, wyczesując je po jednym kosmyku. Moje włosy wyglądały jak słoma, rozdwajały się. Zabroniono nam ścinania włosów pod hasłem: włosy są główną ozdobą dziewczyny.
Kiedy moja siostra miała dwanaście lat, dostała zestaw kosmetyków dla dzieci: szminkę, lusterko i szampon. Co jeszcze w nim było – nie pamiętam. Rzecz w tym, że ten szampon został jej zabrany i ukryty. Ala tak mocno płakała…
Tak bardzo chciałam umyć włosy tymi dobrymi rzeczami. Nie mogę mówić za moją siostrę, ale mnie swędziały ręce. I pewnego dnia postanowiłam: kiedy mojej mamy nie było w domu, wlałam do słoika po majonezie jej nowy szampon i umyłam nim włosy. To było jak niebo i ziemia. Z perspektywy czasu, nie był to najlepszy szampon, żaden profesjonalny – to był zwykły szampon, taki, jaki dziś sprzedają za dziesięć złotych za butelkę.
Miałam kłopoty: mama wyczuła coś ładnego w moich włosach. Zostałam pobita. Za kradzież. Rozmazując smarki, zapytałam dlaczego tak jest? Dlaczego jest jej żal tego dobrego szamponu?
– Będziesz go dużo używać, szybko się skończy, będę musiała wydawać pieniądze – odpowiedziała mama.
W moim obecnym ujęciu wygląda to tak: kupuj mięso dla siebie, karm dzieci parówkami. Mięso jest droższe, dzieci szybko je zjedzą, a ja znowu będę musiała wydać więcej pieniędzy.
Postanowiłam więc zadbać o siebie: sprzedawałam znalezione butelki i kupowałam szampony. Moja matka skinęła łaskawie głową, nie podobało jej się to, ale nie protestowała.
Ja i Ala dorosłyśmy. Nie, nie mam fetyszu na punkcie produktów do pielęgnacji włosów, a półki w łazience nie są pełne szamponów i odżywek. Używam jednak naprawdę dobrych produktów, ale Ala, jako matka dwunastoletniej córki, zachowuje się dokładnie tak, jak nasza matka.
W łazience w mieszkaniu mojej siostry stoją dwa szampony: męski i jakieś tanie badziewie. A Ala trzyma swoje rzeczy z daleka. Jak matka.
Kiedy to usłyszałam, zastanawiałam się, czy moja siostrzenica też ma długie włosy. Czy moja siostra już nie pamięta, jak długo szczotkowałyśmy nasze włosy? Zapomniała jakże smutno nam było, gdy mama wychodziła z łazienki, pozostawiając za sobą przyjemny pióropusz zapachu?
Podarowałam mojej siostrzenicy zestaw do włosów. Został zabrany. Tak jak kiedyś nasza mama zabrała szampon z prezentu Ali.
Rozmowa z moją siostrą jest zupełnie bezcelowa: ona nie widzi w tym nic złego. Tak nas wychowano, tak ona jest wychowana. My tak dorastałyśmy, więc jej córka też tak będzie dorastać. I podczas gdy nasza matka szczerze mówiła, że nie jest jej nas żal, moja siostra chowa się za rzekomo szlachetnymi impulsami: uczy tym swoją córkę skromności, niezależności od reklamy, samowystarczalności.
Przypomniałam sobie, jak kiedyś sama zarabiałam na szampony dla mnie i Ali, sprzedając butelki, ale moja siostra niczego nie zarobiła sama! A gdybym ją zawołała, żeby poszła ze mną zbierać te butelki, powiedziałaby: „Fuj, są brudne!”.
Sama mam córkę, ale nie śmiałabym czegokolwiek przed nią ukrywać. Jestem złym rodzicem, jak sądzę: nie chcę być chciwa, szczurza i uciskać ukochanego dziecka, by tylko oszczędzić pieniądze.
Napisane na podstawie słów Kasi B.