Przyzwyczaiłam się już do tego, że teraz mam syna, a nie córkę.

Nigdy nie chciałam mieć syna i często o tym wspominałam w czasie ciąży. Ludzie mówili mi, że nie powinnam tak mówić i że najważniejsze jest to, aby dziecko było zdrowe. Rozumiałam to, ale nadal chciałam mieć dziewczynkę. I tak się stało, urodziła się śliczna córeczka, a potem wszystko się posypało. Na tym polega ironia losu.

Zawsze wiedziałam, że mam wyjątkowe i niepowtarzalne dziecko. Kiedy była małą dziewczynką, miała różową sukienkę, wiecie, satyna na górze i tiul na dole. Lubiła jeździć w niej na swoim zabawkowym jeepie, a ja przeklinałam ją, bo falbany wplątywały się w koła. Nigdy nie bawiła się lalkami, lubiła za to wygłupiać się wywrotką lub wózkiem, woziła w nim misie i urządzała wyścigi. Pierwsze problemy zaczęły się w przedszkolu. Zazwyczaj większość matek pyta swoje dzieci, co jadły, co powiedział nauczyciel, ale ja pytałam:

– Czy dzisiaj się bawiłaś lub z kimś rozmawiałaś?

I z zapartym tchem czekałam na odpowiedź. Zwykle odpowiadała „nie, z nikim”. Dziewczynki nie chciały się z nią bawić, bo nie zachowywała się jak dziewczynka, a chłopcy nie zapraszali jej do swoich zabaw, bo była dziewczynką. Dopiero trochę później znalazła koleżankę, ale ta lubiła udawać, że jest psem i razem siedziały pod stołem i szczekały.

W szkole było jeszcze gorzej. Moja córka dobrze radziła sobie z nauką, ale była ciągle spięta. Nauczyciele uważali, że w domu byliśmy dla niej zbyt wymagający, a ja nie rozumiałam, co jest nie tak. W szóstej klasie zaczęło się zastraszanie przez kolegów, ciągłe migreny, złe oceny… Przenieśliśmy córkę do gimnazjum plastycznego w nadziei, że będzie kreatywnie, z większą swobodą i że zostanie zaakceptowana. Czekałam na cud, ale on nie nastąpił.

Za każdym razem, gdy dostawałam telefon ze szkoły, drżałam. Moja córka bardzo dużo płakała. Zaczęła być prześladowana przez przyjaciela, który włamał się na jej konto w mediach społecznościowych i nieustannie ją wyśmiewał. W końcu złożyła doniesienie na policję. Migreny znów się zaczęły, dołączyły do nich infekcje. Ciąg dolegliwości i milion lekarzy.

Zaczęliśmy z nią coraz więcej rozmawiać, a ona przyznała, że czuje się mężczyzną. Nie byłam na to gotowa. I tak w kółko powtarzałam:

– Poczekaj, jeszcze trochę czasu minie i wszystko się zmieni.

Moja córka odpowiedziała, że nie podoba jej się to, co widzi w lustrze. Zignorowałam tę informację, zrzucając winę na okres dojrzewania.

I wtedy pomyślałam: „Boże, chciałabym mieć Twoje problemy”.

Żeby coś zrobić, poszłyśmy do psychologa. Zmieniałam ich jak rękawiczki. Wtedy powiedziano nam, że nie można zmienić płci do ukończenia 18 roku życia. Szczerze mówiąc, byłam szczęśliwa, myślałam, że za 2-3 lata wszystko się zmieni.

Pewnego dnia stałam na przystanku autobusowym. To był piękny dzień. Obok mnie stała matka z córką, które się kłóciły. I wtedy wyobraziłam sobie, że jestem na onkologii dziecięcej. Jestem pewna, że wielu rodziców zamieniłoby się ze mną miejscami, gdyby tylko ich dziecko było zdrowe. Tak, niewłaściwej płci, ale zdrowe. I wtedy zadałam sobie pytanie:

– Czy masz jakiś problem? Powiedz go rodzicom, których dzieci umierają.

W tym momencie przestałam się bać, poczułam, że wszystko będzie dobrze.

Dziś moje dziecko ma 17 lat i uczy się w technikum. Z prawnego punktu widzenia jest kobietą. Dopóki nie skończy 18 lat, będzie musiało z tym żyć. Później złoży wniosek do sądu. W Polsce, gdzie mieszkamy, takie są zasady.

Tak się przyzwyczaiłam do tego, że mam teraz syna, a nie córkę, że nawet zapomniałam, że kiedyś było inaczej.
Jak na razie mamy wiele problemów związanych ze zwykłymi rzeczami. Na przykład, moje dziecko chce iść na basen, ale chłopcy nie noszą strojów kąpielowych i jak wtedy ukryć piersi? Albo do przebieralni, do której pójść? Te rzeczy utrudniają nam życie.

Dla mojego męża było to o wiele trudniejsze niż dla mnie. Był bardzo zmartwiony i szczerze mówiąc, nie wiedziałam, jak to się skończy dla naszej rodziny. Moi rodzice też pogodzili się z tym, że nie mają już wnuczki tylko wnuka, ale rodzina mojego męża odwróciła się od nas.

To smutne, ale mój syn jest dla mnie ważniejszy niż oni.

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

7 + 7 =

Przyzwyczaiłam się już do tego, że teraz mam syna, a nie córkę.