Rozwiodłem się z żoną, ponieważ nie potrafiła gotować i nie chciała tego robić. Każdy człowiek w swojej wyobraźni ma wyimaginowany obraz swojej rodziny- ja również. Chciałem mieć rodzinę taką, jaką stworzyli moi rodzice. Moja mama bardzo dobrze gotowała i o takiej właśnie żonie zawsze marzyłem o takiej żonie.
Przed ślubem z Leną spotykaliśmy się przez 4 lata. Po dwóch latach zamieszkaliśmy wspólnie. Nigdy na nic nie narzekałem. W mieszkaniu było czysto i przytulnie. W lodówce zawsze było coś do jedzenia. Jak tylko zebrałem odpowiednią sumę pieniędzy na organizację ślubu, postanowiłem się jej oświadczyć. Po pół roku przygotowań, pobraliśmy się. Wszystko wydawało by się być dobrze, gdyby nie jedno ale.
Po ślubie Lena zmieniła się. Nigdy nie wierzyłem w historie, że po ślubie wszystko się zmienia. Myślałem, że to się nie zdarza, jak ślub może zmienić człowieka… Mieszkaliśmy razem od dłuższego czasu i nie mieliśmy żadnych problemów. Żona również nie narzekała. Po pewnym czasie Lena zaczęła mnie zaskakiwać. Nie minął miesiąc od ślubu, kiedy zrezygnowała z pracy. Nic mi o tym nie powiedziała, po prostu pewnego dnia nie poszła do pracy. Zapytałem o co chodzi, a w odpowiedzi usłyszałem, że ta praca się jej nie podoba i nie będzie tam pracować. Powiedziała, że to mąż powinien ją utrzymywać.
Dobrze. Jakoś to zaakceptowałem. Moja pensja nie była mała i zawsze wystarczała nam na życie, jednak nagle moje pieniądze zaczęły gdzieś znikać. Pewnego wieczoru wróciłem zmęczony po całym dniu pracy. Miałem zamiar zjeść obiad, jednak lodówka świeciła pustkami. Milczałem, ale kiedy sytuacja zaczęła powtarzać się prawie każdego dnia powiedziałem żonie, że po ciężkiej pracy chciałbym wrócić do domu i zjeść porządny obiad. Nie spodobało się to Lenie, która odpowiedziała: „Nie zatrudniam kucharzy i mam dość gotowania. Gotowałam Ci przez dwa lata. Teraz twoja kolej.”
Tydzień gotowałem samodzielnie. Nie narzekałbym, ale nie miałem czasu na samodzielne gotowanie. Znalazłem inne rozwiązanie. Zacząłem zamawiać sobie gotowe obiady do pracy. Cóż, nie są to tylko obiady, ale także śniadania i kolacje.
Podjąłem jednak decyzję, że nie chcę tak żyć i składam wniosek o rozwód. Zapytała mnie urażona czy za miskę zupy jestem w stanie zniszczyć naszą rodzinę. Ona nie rozumie, że nie chodzi o jedzenie, ale o to, jak mnie traktuje. Odkąd się pobraliśmy całe dnie spędza w domu. Cóż powstrzymywało ją przed przygotowaniem dla mnie obiadu? Czyż nie tak dbają żony o swoich mężów?
Rok później rozstaliśmy się. W domu nic Lena nie robiła, całymi dniami leżała i oglądała telewizję. Nie mogłem tego znieść dłużej. Teraz mieszkam sam i nadal jem zamawiane obiady. Nie cierpię już po rozstaniu. Mam nadzieję, że spotkam jeszcze na mojej drodze kobietę, która z przyjemnością będzie dla mnie gotowała.