Mam przyjaciela, nazwijmy go Władysław. Władysław miał żonę i dwójkę synów. Z pozoru tworzyli idealną rodzinę – oboje dobrze się dogadywali. Było tylko jedno „ale”.
Był święcie przekonany, że nie jest biologicznym ojcem swoich dzieci. Z niewiadomych powodów wmówił to sobie i nie dawał się przekonać, że może być inaczej. Ten argument wciąż wracał w kłótniach, niezależnie od tego czego one dotyczyły.
– Jak tacy głupcy mogą być moimi synami? Poza tym zobacz jaki Dominik ma nos, nikt w mojej rodzinie takiego nie ma! – krzyczał Władysław
Opowiadam o tym z taką precyzją gdyż miałem nieprzyjemność być świadkiem jednej z takich kłótni.
Gdy po raz kolejny w rozmowie z nim usłyszałem narzekania na dzieci, nie wytrzymałem.
– Dlaczego nie zrobisz testów DNA na ojcostwo? Przecież w tych czasach to wcale nie jest takie drogie a miałbyś pewność. – powiedziałem
Chyba mój argument go przekonał bo znalazł firmę zajmującą się testami i zaniósł do nich próbki włosów. Nie powiedział o niczym żonie, tylko ukradkowo podebrał włosy ze szczotek każdego z synów.
Pewnego dnia spotkałem go – był przybity i smutny. Myślałem, że wynik okazał się negatywny i dlatego tak się czuję. Władysław powiedział jednak, że nie otworzył jeszcze koperty z wynikami, chciał to zrobić przy żonie.
Na konfrontację nie trzeba było długo czekać, jednak zawartość koperty musiała zaskoczyć mojego przyjaciela. Według testów na 99,9% był ojcem obojga dzieci.
Niestety, argument nadal czasem pojawiał się w kłótniach lecz już znacznie rzadziej. W końcu ciężko było kłócić się z prawdą.