Zawsze miałyśmy świetne relacje z siostrą mojego męża, Aliną. Na wszystkie święta, urodziny i przyjęcia z grillem zawsze była zapraszana z dziećmi.
Kiedy powiedziała mi, że nie może dać mi prezentu, odpowiedziałam, że to nie problem, najważniejsze, żeby wszyscy byli razem.
Moje dzieci były trochę starsze niż jej, więc dałam jej wszystkie ubrania, z których wyrosły. Praktycznie ubierałam jej dzieci.
Tak się złożyło, że zaszłam w ciążę z moim trzecim dzieckiem. Ponieważ miałyśmy z Aliną bardzo dobre relacje, podzieliłam się tym z nią w pierwszej kolejności.
To, co zaczęło się dziać, pokazało jak bardzo myliłam się co do naszej relacji. W mgnieniu oka wszystkie lata przyjaźni zostały zniweczone.
Zadzwoniła do mnie i krzyczała, że powinnam dokonać aborcji, że jestem żebrakiem i nędzarzem. Mówiła, że moje dzieci są zepchnięte na margines i nigdy nie będą normalne.
Krzyczała. że powinnam pomagać jej dzieciom, bo z moich nic dobrego nie wyrośnie. I tak przez około dwa miesiące.
Kropką nad I było, gdy zadzwoniła do mnie w przeddzień 1 września i powiedziała, żebym przyniosła jej garnitur i koszule dla najstarszego syna, pierwszoklasisty.
Powiedziałam jej, że nie mamy garnituru i że kupiłam tylko spodnie z kamizelką i białą koszulę i te spodnie syn nosi prawie cały rok. Powiedziałam też, że mogę jej dać koszule i kamizelkę, ale musi po nie sama przyjechać.
Powiedziała mi, że polegała na mnie, a teraz zostawiłam ją na lodzie.
I wtedy w końcu dotarło do mnie, że ona nigdy nie była moją przyjaciółką. Nigdy nie zapraszała nas do siebie na święta, nie pytała, co u nas słychać, zawsze chodziło o nią.
Taka konsumpcyjna postawa. Przy okazji ma męża, który zarabia przyzwoite pieniądze, a teściowa jest jej wielką pomocą. Ale ona nigdy nie ma pieniędzy.
Zerwałam z nią kontakt. Ale z jakiegoś powodu czuję pustkę w sercu, tyle lat przyjaźni było tylko z mojej strony.