W wieku dziewiętnastu lat odziedziczyłam po rodzicach duże, trzypokojowe mieszkanie. Mama i tata odeszli wyjątkowo wcześnie, a mi wciąż ciężko jest się z tym pogodzić. Nie mam rodzeństwa ani wielu bliskich krewnych więc byłam jedyną osobą, która mogła odziedziczyć zarówno mieszkanie jak i wszelkie inne przedmioty czy oszczędności. Niestety to tylko rzeczy, a mi brakowało najważniejszego – wsparcia i osób, które mogłyby mi doradzać w podejmowaniu ważnych, życiowych decyzji. Musiałam sama uczyć się wszystkiego metodą prób i błędów. Wielu błędów. Za jedyne wsparcie służyły mi rozmowy wideo z mieszkającymi na drugim końcu kraju ciocią i babcią.
Miałam kilka niefortunnych związków bo mężczyźni widzieli we mnie po prostu „dobrą partię” – niebrzydka, wykształcona, z dobrą pracą i trzypokojowym mieszkaniem w dobrej lokalizacji. W końcu trafiłam jednak na kogoś kto zauważał też mnie w tym wszystkim, to, jaka jestem i co sobą reprezentuję. Albo po prostu myślałam, że on to wszystko widzi.
Był z innego kraju i innego wyznania ale doskonale znał polską kulturę, język i tradycje i świetnie się w tym odnajdował. On i jego rodzina od dawna mieszkali już w naszym kraju. Davida poznałam przez naszych wspólnych znajomych. Jeden ze znajomych wspomniał, że David będzie szukał pracy ale potrzebuje do tego zezwolenia na pobyt na kolejny rok. Chciał żebym w tym pomogła więc zgodziłam się, oczywiście za odpowiednią opłatą.
Jakiś czas później spotkałam się z Davidem, potem kolejny raz i kolejny. Wszystkie niezbędne dokumenty zostały przygotowanie, a ja w tym czasie zdążyłam się zakochać w tym mężczyźnie. W dodatku, chyba, z wzajemnością. Mam przynajmniej taką nadzieję, że nie chodziło mu jedynie o własny interes.
Moje ciocia i babcia krzyczały na mnie i beształy mnie z moją decyzję i głupotę. W końcu to ryzykowne wiązać się z kimś z tak innej kultury i wyznania. Z kolei moi przyjaciele dostrzegli, że wyraźnie między mną i Davidem jest chemia, dlatego powstrzymywali się od komentarzy. Rodzina Davida także nie była zadowolona z wizji naszego małżeństwa. Nie pasowałam im, szczególnie jako innowierczyni.
Bez względu na wszelkie przeciwności postanowiliśmy jednak się pobrać. Zrobiliśmy to w tajemnicy, bez obecności krewnych. Zaprosiliśmy jedynie bliskich przyjaciół, a rodzinę postawiliśmy już przed faktem dokonanym. Teściowie szczególnie głośno wyrażali swoje niezadowolenie ale szybko przestali kiedy dowiedzieli się co wnoszę w posagu…
Nieco rozbawił mnie fakt gdy w trakcie licznych rozmów wideo z Davidem teściowie błagali go by tylko nie jadł wieprzowiny mimo, że ożenił się z Polką. Kiwał im głową, jednocześnie będąc w trakcie przeżuwania kotleta z obiadu. Teściowie byli mocno wierzący ale David nie utożsamiał się z ich religią, czuł się bardziej ateistą ale nie chciał spierać się o to z rodzicami.
Pół roku później teściowie postanowili nas odwiedzić aby mnie wreszcie poznać, a przy okazji zwiedzić miasto. Od dawna byli już na emeryturze i prowadzili małe, dobrze prosperujące gospodarstwo rolne, które pozostawili pod opieką krewnych. Przyznam, że wcale nie byłam zachwycona tym pomysłem. Starałam się opóźnić to zapoznanie tak długo jak to możliwe. Tamten rok nie należał jednak do najlepszych – oboje z mężem straciliśmy pracę przez redukcję etatów i byliśmy raczej w słabych nastroje. Goście prawdopodobnie nie przyjechaliby z pustymi rękami, a wtedy każde wsparcie było na wagę złota więc w końcu się zgodziłam. Zostało tylko omówić na ile teściowie mają przyjechać i kiedy dokładnie.
Kiedy teściowie przyjechali niemal od progu zaczęli głosić swoją litanię niezadowolenia. Po pierwsze – czy planuję przyjąć ich wiarę i kiedy? Nie, nie planowałam tego! W mojej było mi dobrze i bardzo lubiłam tradycję z nią związaną, nie zamierzałam tego zmieniać.
Zanim przyjechali rodzice męża musiałam całą dostępną w naszym domu wieprzowinę schować do zamrażarki, nie chciałam narażać ich wierzących serc na szwank.
Postawiłam na gotowanie prostych posiłków, które były po prostu bezpieczne i nie narażały mnie na wpadki kulinarne. Teściowa była oczywiście oburzona, że na stole zabrakło ich narodowych dań. Przy każdej możliwej okazji ta kobieta strofowała mnie w kuchni i próbowała uczyć gotować według własnych zasad. Nie podobało jej się, że nie byłam przekonana do rodzajów mięsa, które ona z mężem jedli najczęściej – jak np. jagnięcina.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że teściowie uważali, że to ja przyczepiłam się do ich syna i nie chcę się odczepić. Mimo, że mieszkaliśmy w moim mieszkaniu, a mój mąż był w nim jedynie tymczasowo zameldowany. Komentowali wszystko – ściany brzydko pomalowane, tapeta niezbyt ładna, mieszkanie urządzone nie w ich guście. Teściowej nie podobało się też, że nie zachowuję się jak przystało na uległą żonę – nie przynoszę mężowi śniadań do łóżka ani nie czekam codziennie z obiadem!
Nie zapomnieli także dopytywać czy nie lepiej sprzedać to mieszkanie i kupić coś mniejszego lub nawet jakiś domek. To był bardzo przemyślany krok, ponieważ wtedy taka nieruchomość liczyłaby się jako majątek małżeński, a nie mój własny!
Ta wizyty przekazała mi jedno – wszystko robię źle, od sprzątania, gotowania aż po dbanie o męża! Teściowie wszędzie wpraszali się ze swoimi „dobrymi radami”. Byłam z tego powodu bardzo niezadowolona.
Krótko mówiąc – po tych odwiedzinach moje relacje z mężem uległy znacznemu pogorszeniu. Był oburzony moim zachowaniem względem jego rodziców, uważał, że ich nie szanuję. Powiedział, że zachowywałam się niegrzecznie mimo, że starałam się tolerować i znosić wszystkie ich komentarze i wybryki. Nie miałam szans ani ochoty być dla nich doskonałą synową i uległą żoną dla mojego męża! W końcu to oni przybyli do cudzego domu i próbowali wprowadzić tu własne zasady!
Nie potrzebowałam ich pomocy czy aprobaty, znalazłam nową pracę więc byłam spokojna o moją przyszłość. Jeśli David nie był ze mnie zadowolony to nic nie stało na przeszkodzie by wyjechał razem ze swoimi rodzicami i wrócił do swojej wioski by poślubić jakąś miejscową dziewczynę.
Już naprawdę nie wiem co robić. Kocham mojego męża i nie chcę rozwodu ale nie mogę też zgodzić się na takie traktowanie.