Matka leżała na ławce, a w wózku płakało dziecko.

Mam dwadzieścia siedem lat. Po śmierci moich rodziców mieszkałam sama w naszym domu na przedmieściach Łodzi. Starałam się dbać o kondycję i zdrowie więc każdego wieczora biegałam w pobliskim parku. Nie bałam się bo zawsze towarzyszył mi mój ukochany pies – doberman Fas (skrót od Faust). Pies był bardzo łagodny. Sąsiedzi czasem pytali nawet czy nie jest on głupi bo w ogóle nie szczeka. Tylko po co miał szczekać skoro nic złego się nie działo? Tak został wyszkolony.

Tego wieczora też wybraliśmy się na wspólny trening. W parku panowała cisza, jak zawsze.

W pewnym momencie usłyszałam dziwny dźwięk, brzmiało trochę jak miauczenie kota. Pies pociągnął mnie w kierunku źródła dźwięku, do nieoświetlonej alejki.

Początkowo nie chciałam tam iść, trochę się przestraszyłam. Kiedy jednak ponownie usłyszałam ten dźwięk, wyjęłam latarkę i powoli zaczęliśmy się zbliżać.

Zobaczyłam coś naprawdę dziwnego! W alejce stał wózek, w środku leżał płaczące dziecko a na ławce obok leżała młoda kobieta.

Bałam się, że nie żyje, skoro nie słyszała płaczu własnego dziecka. Poza tym co mogła robić tak późno w miejskim parku, i to z małym dzieckiem. W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić na policję ale gdy podeszłam bliżej okazało się, że kobieta śpi. Zaczęłam budzić ją delikatnie, ledwo rozchyliła zmęczone powieki. Strasznie się bałam jak zareaguje, w końcu mogła okazać się agresywna.

Dopiero kiedy przyjrzałam się jej bliżej zobaczyłam, że musi być bardzo młoda. Usiadłam obok na ławce, a dziewczyna zaczęła opowiadać mi swoją historię.

Miała na imię Sylwia i jeszcze nawet nie skończyła dziewiętnastu lat. Była samotną matką. Wynajmowała jakiś skromny pokój w jednym ze starych, obskurnych domów w okolicy. Ojca dziecka poznała przez Internet. Przyjechał do niej z drugiego końca kraju i zamieszkali razem. Wtedy wspólnie wynajęli niewielkie mieszkanie, Sylwia znalazła dorywczą pracę w sklepie.

Co ciekawe – jej partner nigdzie nie pracował ale co jakiś czas przynosił do domu znaczne kwoty. Tłumaczył to wygraną w jakimś zakładzie.

Kiedy Sylwia zaszła w ciąże, a jej brzuch zaczął być widoczny, mężczyzna nagle uciekł. Wziął ze sobą nie tylko wszystkie swoje rzeczy ale także część dziewczyny. Okazało się, że zostawił ją samą z dwumiesięcznym długiem za mieszkanie.

Sylwia nie jest pewna czy chłopak podał jej prawdziwe dane, jego telefon milczy a konto na portalu społecznościowym zniknęło. Nie wie teraz jak mogłaby go odnaleźć.

Prawie całą miesięczną pensję musiała oddać na poczet długów za mieszkanie. W dodatku właściciel postanowił ją z niego wyrzucić z uwagi na opóźnienie w płatnościach.

Kiedy została bez pieniędzy i dachu nad głową, dodatkowo, zemdlała będąc w pracy. Trafiła do szpitala w którym urodziła synka – Tomka.

Dziewczyna za ostatnie oszczędności kupiła używany wózek i rzeczy potrzebne dla dziecka. Musiała wrócić także do domu rodzinnego w którym nie działo się dobrze. Matka piła od dawna, a ojciec jakiś czas wcześniej trafił do więzienia za kradzieże i tam zmarł. Wie, że ma też starszego brata ale on uciekł z domu gdy Sylwia miała dziesięć lat, teraz nie wie nawet czy on nadal żyje.

Gdyby miała jeszcze zbyt mało problemów – zaczęła tracić mleko. Ktoś polecił jej na tę przypadłość piwo. Dziewczyna była już skrajnie wycieńczona i nie wiedziała co robić więc postanowiła spróbować. Kupiła puszkę, której udało się jej wypić jedynie połowę a potem zasnęła na ławce na której ją znalazłam.

Całe szczęście, że nie trafiła na kogoś, kto chciałby zabrać dziecko lub powiadomić policję. Sylwia miałaby wtedy jeszcze więcej problemów.

Postanowiłam odwieźć ją do domu i zrobić jej w drodze podstawowe zakupy, w tym mleko dla dziecka.

Pokój w którym musiała żyć okazał się dosłownie wielkości szafy. Miał około czterech metrów kwadratowych i malutkie okienko z kratą. Z trudem upchnięto tam kilka podstawowych mebli, a w rogu stały dwa worki z rzeczami osobistymi dziewczyny.

Przez kolejny dzień nie mogłam przestać myśleć o losie dziewczyny. Po powrocie z pracy wsiadłam do samochodu i pojechałam po Sylwię i jej dziecko. Zaproponowałam jej by zamieszkała ze mną, jakby była moją siostrą. Bez żadnych opłat. Dom był niewielki ale starczyłoby miejsca byśmy żyli wygodnie.

Początkowo opierała się i była wyraźnie zawstydzona propozycją ale…udało się! Teraz Sylwia i jej synek mieszkają w moim domu, dogadujemy się całkiem nieźle. Gdy maluch będzie wystarczająco duży by pójść do przedszkola, dziewczyna znajdzie sobie jakąś pracę.

Wielu sąsiadów było oburzonych moich zachowaniem. W końcu kto rozsądny wpuściłby obcą osobę pod swój dach. Ja jednak wiem, że nie mogłabym postąpić inaczej.

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

3 + trzynaście =

Matka leżała na ławce, a w wózku płakało dziecko.