Małe szczęście.

– Dziewczyno, do kogo idziesz? – zapytałam.

– Szukam mojej matki, widziałaś ją? – mała dziewczynka w wieku około sześciu lat patrzyła na mnie z uwagą…

Zastanowiłam się, przecież mieszkam w tym bloku i z tego co wiedziałam, mieszkanie przed którym stała było przez cały ten czas puste…

Ale tam nikt nie mieszka – odpowiedziałam dziewczynie.

Wybuchnęła płaczem i usiadła na schodach.

– Ciociu, ja naprawdę potrzebuję mamy! Ona jest jedyną osobą, która może wszystko zmienić, tata bardzo za nią tęskni…

Stałam zamyślona, nie wiedząc jak pomóc tej cudownej istocie, sama nie miałam dzieci, więc nie wiedziałam, z której strony podejść… Przytulić, zaprosić na herbatę? – ale do nieznajomej cioci raczej nie pójdzie… W tym czasie zadzwonił mój telefon. Poprosiłam, aby dziewczynka nigdzie nie wychodziła i pobiegłam odebrać. Kiedy wróciłam, już jej nie było.
Całą noc rozmyślałam. Postanowiłam wtedy zadzwonić do właścicielki bloku i zapytać, kto jest moimi sąsiadami na piętrze.

– Już od pięciu lat nikt tam nie mieszka – powiedziała właścicielka.

– Dzisiaj przyszła tu dziewczynka, szukała swojej matki…

Właścicielka milczała, jakby coś sobie przypominając.

– To musi być córka Kasi. Ale ona zmarła dawno temu. Jej mąż nie był w stanie dłużej mieszkać tam sam i z dzieckiem na ręku wyprowadził się. Od tego czasu stoi puste… Wiesz, oni teraz mieszkają niedaleko, jak wróci, to weź ją do siebie – kobieta podyktowała mi adres.

Z czasem ta historia zaczęła odchodzić w zapomnienie, pracowałam, wracałam późno do domu, wychodziłam wcześnie rano. Pewnego dnia, w noc sylwestrową, znów usłyszałam ciche pukanie i szloch. Popędziłam do drzwi, a tam stała ona, ta sama szarooka dziewczyna, płacząc.

– Co Ci się stało? Gdzie jest Twój tata?

– On jest w domu, ja szukam mamy – powiedziała cicho.

Pamiętając, że mam gdzieś zapisany jej adres, pobiegłem go szukać, tym razem prosząc dziewczynę, by poczekała u mnie. Weszła, rozejrzała się, usiadła na pufie w przedpokoju. I kiedy wreszcie znalazłam ten cenny papier – już lekko pomarszczony. Ostrożnie zaprowadziłam dziecko do salonu na kanapę i wykręciłam numer do właścicielki.

– Przepraszam, że przeszkadzam, czy pamiętasz, mówiłam Ci o dziecku, które przychodzi do pustego mieszkania naprzeciwko? Cóż, mam ją. Chciałam ją zabrać do domu, ale kiedy szukałam adresu, dziewczyna zasnęła. Obawiam się, że jej ojciec będzie jej szukał…

– Wiesz, nie mieszkam zbyt daleko od nich, więc spróbuję się z nim skontaktować.

– Dobrze – odłożyłam słuchawkę i mimowolnie podziwiałam dziewczynę. Odgarnęłam do tyłu niesforny kosmyk i pogłaskałam ją po ramieniu.

Tak bardzo marzyłam o własnych dzieciach, ale niestety, moje marzenie nie mogło się spełnić. Kiedyś mieszkaliśmy z mężem razem i nadszedł czas, aby pomyśleć o posiadaniu dzieci. Od razu zaszłam w ciążę, ale jakiś czas później straciłam dziecko. To był stresujący czas, czekaliśmy na badania, denerwowaliśmy się i pracowaliśmy bez wytchnienia… Kiedy dowiedziałam się, że znów spodziewam się dziecka, rzuciłam pracę, ale okazało się, że los ma dla mnie inne plany: znów straciłam to dziecko we wczesnym stadium. A potem, bez względu na to, jak bardzo się staraliśmy, nie mogłam już zajść w ciążę.

Wkrótce mąż mnie opuścił, wiem, że jego córka dorasta w jego nowej rodzinie, ale poza tym nic o nim nie słyszałam i celowo wykreśliłam go z mojego życia wraz z naszymi wspólnymi przyjaciółmi i znajomymi.
Tak żyję od ponad siedmiu lat, sama w wynajmowanych mieszkaniach…

***

Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Pospiesznie je otworzyłam i nie mogłam uwierzyć własnym oczom – był tam mój były mąż…

– Jurek? Jak się tu dostałeś?

– Przyszedłem po córkę… Chwila, ulica Krzemowa 5, tak?

– Tak, to prawda. Więc to jest Twoja córka? Wejdź, ona śpi – poszliśmy do kuchni, nastawiłam czajnik. Nie spodziewałam się, że zobaczę mojego byłego męża, ale życie rzuca nam czasem więcej niespodzianek niż się spodziewamy.

– Przeszkadzamy Ci? Mogę obudzić Anię i zabrać ją do domu.

– Pozwól jej spać. Co się stało? Już kilka razy przychodziła do naszego bloku, pukając do drzwi.

Jurek zamknął zmęczone oczy, po czym rozpoczął opowieść:

– Kilka lat temu mieszkaliśmy w tym mieszkaniu z Kasią. Odziedziczyła to mieszkanie po dziadku. Po ślubie wprowadziliśmy się tutaj. I wkrótce Kasia zaszła w ciążę, byłem wniebowzięty! Pamiętam, że wiozłem żonę na porodówkę, płakała, martwiła się, widocznie coś przeczuwała… Wzięła mnie za ręce i poprosiła, żebym zajął się dzieckiem, gdyby jej coś się stało. Były komplikacje przy porodzie, żony nie udało się uratować…

– Przepraszam, tak mi przykro – pogłaskałam Jurka po ramieniu. Widziałam, jak stara się trzymać emocje na wodzy, ale zdradzieckie łzy raz po raz spływały mu po policzkach, jakby trzymał cały ten ból w środku, a teraz zabrakło mu sił i wybuchł.
W sali słychać było odgłos tupotu dziecięcych stóp.

– Tatusiu?

Jurek podbiegł do córki, przytulił ją i przytrzymał przy sobie.

– Ania, martwiłem się… dlaczego wyszłaś bez pytania?

– Chcę tylko odnaleźć moją mamę…

– Na pewno ją znajdziemy, ale trochę później, chodźmy do domu.

– Dziękuję Ci, tu jest mój numer – Jurek dał mi swoją wizytówkę. – Zadzwoń, jeśli Ania znowu tu przybiegnie. Mieszkamy niedaleko, zna już dobrze drogę.

– A skąd ona znała adres tego mieszkania? – zapytałam.

– Pokazałem jej – westchnął. – Musiałem odebrać kilka rzeczy, a Ania zobaczyła na ścianach zdjęcia Kasi i od tamtej pory marzy o tym, żeby zobaczyć swoją matkę. Powiedziałem jej, że Kasia właśnie wyszła, ale na pewno kiedyś wróci.

Wyszli, a kilka dni później zadzwonił do mnie Jurek. Zaczęliśmy znowu rozmawiać, a w weekendy chodziliśmy we trójkę do parku, kawiarni i kina. Ania przywiązała się do mnie i nawet raz nazwała mnie mamą…

– Zamieszkaj z nami, masz już dość wynajmowania mieszkań, Ania tęskni za Tobą, często o Ciebie pyta – powiedział pewnego dnia Jurek.

– A co z Tobą?

– A ja… – spuścił wzrok i wziął moje dłonie w swoje – bardzo za Tobą tęsknię. Wybacz mi wszystko…

Od tamtej pory jesteśmy razem. Wychowujemy nasze małe szczęście, Anię. Każdego dnia dziękuję losowi za dar, który jest bezcenny – bycie kochającą żoną i matką. Mimo, że Ania nie jest moją córką, nie przeszkadza mi to w obdarzaniu jej całą moją niewygasłą matczyną miłością i czułością…

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

trzy × cztery =

Małe szczęście.