Męża poznałam jeszcze w szkole. Przyjaźniliśmy się, potem on służył w wojsku, a ja studiowałam na uniwersytecie. Kiedy skończyłam studia, zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Mój mąż zawsze we wszystkim mi pomagał. Moje koleżanki twierdziły, że takiego mężczyzny można ze świecą szukać. Mąż pracował już długi czas, kiedy ja jeszcze szukałam pracy. Pewnego dnia wróciłam do domu szczęśliwa, bo w końcu udało się ją zdobyć. Co prawda, wysokość mojego wynagrodzenia była kilkanaście razy mniejsza niż wynagrodzenie męża.
Mąż jednak dawał mi pieniądze na potrzebne wydatki, a moją skromną pensję kazał przeznaczać na moje potrzeby. Nie opierałam się i brałam jego pieniądze. Wszystkie obowiązki domowe spoczywały na mnie, ale mąż zawsze był gotów mi pomóc. Wyrzucał śmieci, mył naczynia i robił inne rzeczy. Wówczas myślałam, że nasza rodzina jest idealna.
Przyszedł moment, kiedy mąż postanowił kupić samochód. Oczywiście nie mieliśmy zebranej całej potrzebnej kwoty, zatem postanowiliśmy wziąć kredyt. Później wszystko się zmieniło. Mąż chciał jak najszybciej spłacić dług, dlatego znalazł drugą pracę. W domu prawie nie bywał. I jak to bywa, podczas jego nieobecności zepsuła się lodówka.
W weekend poprosiłam męża o pomoc w domu, jednak on machnął ręką i odszedł. Powiedziałam mu, że rozumiem jego zmęczenie, ale ja również pracuję. Wtedy zaczął mi zarzucać, że zarabiam tak mało, że lepiej opłaca się siedzieć w domu niż pracować. Nie zgadzałam się jednak z nim. To prawda, moja pensja była niewielka, ale zdobywałam doświadczenie.
Kiedy mój mąż miał wolny dzień, postanowiłam z nim porozmawiać. Usiadłam i powiedziałam, że potrzebuję pomocy. Rano biegam na zakupy, potem do pracy, a wieczorem gotuję i sprzątam. Nie mam na to siły. Powiedziałam mu wszystko, a on spokojnie odparł, że normalne kobiety siedzą w domu i zajmują się rodziną. Ja odpowiedziałam, że w domu siedzą Ci, którzy mogą sobie na to pozwolić lub pomaga im gospodyni. Mąż chyba domyślał się co mam na myśli. Zaproponował zatem wspólne zakupy. Mając dość tej sytuacji, zdecydowałam, że od tej pory nasze obowiązki domowe będą wspólne, a budżet rodzinny póki co przestaje istnieć.
Kupuję produkty dla siebie, a on dla siebie. Piorę dla siebie, a on dla siebie. I tak ze wszystkim- sprzątanie, gotowanie. Mąż zgodził się bez zawahania. Oddałam mu pieniądze, a on roześmiał się i powiedział, że lada moment będę o nie prosić. Jakże moje życie stało się łatwiejsze! Wracając z pracy myślę, że zrobię sobie na kolację sałatkę, wracam, robię i kolacja dla mnie gotowa. Nie muszę biegać codziennie na zakupy, a wszelkie naczynia do mycia to mój jeden talerz.
W wolnych chwilach zajmuję się haftem. Mój mąż co wieczór chodzi do kawiarni, a kiedy wraca, nocą otwiera pustą lodówkę w poszukiwaniu jedzenia, ale nie ma tam nic, bo nic nie kupił. Na moje potrzeby wystarczało mu również moje wynagrodzenie, chociaż i tutaj sytuacja się zmieniła, ponieważ dostałam podwyżkę i zarabiam normalne pieniądze. Moje życie było naprawdę dobre.
Półtora miesiąca później mąż przyszedł aby ze mną porozmawiać. Przez cały ten czas prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Poprosił, abyśmy wrócili do normalnego życia. Ale ja już nie chciałam. Zrozumiałam, że nie potrzebuję egoisty, który myśli tylko o sobie. Niebawem rozwiedliśmy się. Nie żałowałam tego. Mieszkam teraz sama i nie narzekam. Zanim jednak zacznę się z kimś spotykać, z pewnością dam sobie więcej czasu aby poznać drugą połówkę.