W moim domu odkąd pamiętam, wszystkie problemy rozwiązywało się rozmową. Nikt na siebie nie krzyczał, nie było również awantur. Wiem, że mam sporo szczęścia, mam na prawdę fajnych rodziców. Rok temu wyjechałam na studia do Warszawy i wynajęłam pokój razem w koleżanką w starej kamienicy. Cieszyłam się na ten cudowny czas. Chodziłam na imprezy z nowymi przyjaciółmi, ale gdy nadszedł czas sesji, zaczęłam więcej czasu spędzać w mieszkaniu.
Był późny wieczór, kiedy usłyszałam płacz dziecka w mieszkaniu obok. Pomyślałam, że rodzice musieli mieć trudny dzień i postanowiłam nie przeszkadzać. Jednak płacz nie ustawał i zaczynał mnie irytować. Mały chłopiec płakał i krzyczał codziennie kilka godzin. Szybko zorientowałam się, że to dziecko jest płacze zazwyczaj popołudniu i wieczorem, gdy jego ojciec jest w domu. Zaczynałam się martwić, bo nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzice pozwalają dziecku płakać tak długo i dlaczego nic z tym nie robią. Zaczęłam podpytywac sąsiadów, czy również słyszą krzyki malucha i jak długo to trwa. Większość z nich mówiła, że nie chce się wtrącać do rodzinnego życia sąsiadów, że dzieci przecież płaczą. Jednak z sąsiadem poinformowała mnie, że dziecko prawdopodobnie ma jakieś zaburzenia emocjonalne, a rodzina miała problemy finansowe. Mijały dni a sytuacja nie poprawiała się, postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić. Po pierwsze martwiłam się czy dziecku nie dzieje się jakaś krzywda, a po drugie nie mogłam skupić się na nauce.
Następnego dnia zapukałam do drzwi sąsiedniego mieszkania. Otworzyła kobieta, a jej mina mówiła, że nie cieszy się z mojej wizyty. Delikatnie zapytałam co się dzieje w ich domu, bo jej synek codziennie bardzo długo płacze i trochę się martwię. Kobieta zmierzyła mnie od dołu do góry i odparła, żebym nie wtykała nosa w nie swoje sprawy. Odparła, że jej syn ma teraz trudny czas, ponieważ przechodzi skok rozwojowy. Po tych słowach zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Wróciłam do swojego mieszkana, zszokowana zachowaniem sąsiadki.
Mijały kolejne dni, a płacz dziecka nadal był słyszalny. Postanowiłam, że muszę podjąć działanie i powiadomić odpowiednie służby, aby sprawdziły czy dziecku nie dzieje się krzywda. Wiedziałam, że to może być trudna decyzja, ale byłam przekonana, że jest to moim obowiązkiem jako sąsiada i obywatela. Zadzwoniłam do miejskiego ośrodka pomocy społecznej i powiedziałam im o sytuacji. Następnego dnia do mieszkania obok zapukały dwie kobiety, które miały sprawdzić stan w jakim znajduje się maluch. Usłyszałam przez drzwi, że matka wcale nie była zadowolona z wizyty, ale wpuściła kobiety do środka. Po około godzinie opuściły one mieszkanie, a matka dziecka zapukała do moich drzwi. Kiedy otworzyłam, zaczęła na mnie wrzeszczeć, że nasłałam na nią kontrolę! Byłam przerażona jej wybuchem, bo przecież chciałam dobrze.Niestety nic więcej nie mogłam poradzić, więc zaczęłam ignorować krzyki chłopca.
Po kilku dniach usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam smutną i zawstydzoną sąsiadkę. Nie wiedziałam czego może ode mnie chcieć, po tym jak ostatnio na mnie nakrzyczała. Cicho zapytała, czy może wejść do środka. Usiadłyśmy w kuchni, a ona się rozpłakała. Zaczęła opowiadać, że po wizycie kobiet z opieki społecznej, zaczęła bardziej się przyglądać swojemu synowi. Do tej pory myślała, że to normalne, że dzieci płaczą i wszystko wymuszają krzykiem. Postanowiła iść z maluchem do lekarza, aby go obejrzał. Niestety lekarzowi również nie spodobało się dziwne zachowanie chłopca. Skierował maluszka na liczne badania. Diagnoza nie była dobra – autyzm. Chłopiec miał oczywiste objawy jak nadpobudliwość, agresja, brak kontaktu z otoczeniem, żadko pojawiający sie uśmiech, jednak mama myślała, że taki ma charakter. Uważała, że z wiekiem chłopiec zacznie sie otwierać i więcej mówić. Marzena zaczęła mi dziękować, że zainteresowałam się jej dzieckiem, bo sama bagatelizowała problem.
Od tamtej pory staram się pomagać Marzenie i jej synkowi. Czasami opiekuję się nim, aby młoda mama mogła trochę odpocząć i zająć się swoimi sprawami. Całe szczęście w tej rodzinie dziecko nie było bite, ani się nam nim nikt nie znęcał, jednak wszyscy sąsiedzi słyszeli płacz, ale nikt sie nie zainteresował sytuacją, bo nikt nie chciał się wtrącać. Czasami warto zastanowić się, co sie dzieje za ścianą naszego mieszkania, dla dobra jego mieszkańców.