Choć ojciec Beaty zmarł cztery lata temu, nie było mowy, by serce dziewczyny mogło się z tym pogodzić. Tylko szary kociak o imieniu Burka przypominał jej o ukochanym tatusiu. Staruszek bardzo kochał kotkę, więc zostawił ją pod opieką swojej córki. Tata Beaty uratował ją przed psem sąsiadów, który zdążył odgryźć Burce mały kawałek ucha, ale ta osobliwość dodawała kotu szczególnego uroku.
Tata bardzo chciał, żeby Burka zamieszkała z jego córką, w kochającym domu. Beata nie mogła mu odmówić, więc zabrała zwierzę do miasta. Jednak pewnego dnia Beata pojechała nad morze i poprosiła brata o opiekę nad kotką. Paweł nie miał z tym żadnego problemu, więc bez wahania się zgodził. Ponadto jego córka uwielbiała bawić się z kotem cioci. Beata wyjechała ze spokojem i nie miała pojęcia, co ją czeka w najbliższej przyszłości.
Po przyjeździe dziewczyna została przywitana nie przez Burkę, ale przez winne oczy brata. Jak się okazało, wypuścił kotkę na ulicę. Jej siostrzenica spokojnie bawiła się z kotem, ale gdy tylko kot usłyszał szczekanie psa, od razu uciekł wystraszony. Szukali Burki bo całym mieście, ale bezskutecznie. Beata obwiniała się o wszystko, bo zapomniała uprzedzić brata, że Burka ma traumę, której doznała kilka lat wcześniej podczas spotkania z psem. Straciła swojego pupila przez taką drobnostkę. Sumienie dręczyło ją tak bardzo, że nie mogła nawet spać. Mieszkanie stało się puste bez Burki. Kobieta szukała jej wszędzie i zamieszczała posty w mediach społecznościowych. Miała ogromną nadzieję, że uda jej się odnaleźć zwierzaka. Jej przyjaciele i rodzina jej współczuli, ale nikt nie miał żadnych informacji. Czas mijał, a jej nadzieja malała.
Beata zobaczyła zabawnego rudego kota na stronie internetowej schroniska i postanowiła zatrzymać go dla siebie, aby poczuć się mniej samotnie. W niczym nie przypominał Burki, ale wspierał swoją nową panią w koci sposób i nie pozwalał jej się smucić. Zawsze mruczał na jej ramieniu i wprawiał w dobry nastrój. Po pojawieniu się „Rudego”, Beata postanowiła pomóc schronisku dla zwierząt i została wolontariuszką. Chciała dać wszystkim osieroconym psom i kotom swoje ciepło i opiekę, bo wiedziała jak bardzo tego potrzebują.
Minęły dwa lata. Dyrektor schroniska powiedział Beacie, że został podrzucony kot w transporterze. Kobieta otworzyła transporter i zobaczyła odgryzione ucho, zielone oczy, szare futro. W tym momencie serce dziewczyny niemal stanęło.
– Burka Nie mogę w to uwierzyć! – krzynęła Beata.
– Czy widziałeś gdzieś tego kota? – zastanawiał się dyrektor.
– Tak, to mój kot. Kot mojego ojca, ale dwa lata temu zgubił się i zniknął. Mogę go zabrać?
– Oczywiście!
Beata złapała transporter i pobiegła do domu. W drodze do domu płakała i całowała kota, a wszyscy przechodnie patrzyli na nią jak na wariatkę, jednak nie obchodziło jej to. Liczyło się tylko, że Burka, kotka jej ukochanego taty wróciła do domu.