Po ciężkim dniu pracy musiałam odkurzyć mieszkanie i umyć podłogi, a także ugotować obiad dla męża, ponieważ zawsze jest w złym humorze, kiedy jest głodny, więc wolę tego uniknąć. Jak to się stało, że tak skończyłam? Jak ta kobieta z bajki o złotej rybce, której nigdy nie można było dogodzić.
Pierwszego męża poślubiłam na studiach, ale gdy tylko skończyłam osiemnaście lat, od razu rzuciłam się w wir pracy. Myślałam, że, to taka wielka miłość, ale nie przetrwaliśmy razem nawet roku. Rozwiedliśmy się z powodu „różnicy charakterów”.
Myślę, że moje drugie małżeństwo było najbardziej udane, ale dopiero teraz to sobie uświadamiam. Rzecz w tym, że za drugim razem zakochałam się w cudownie charyzmatycznym mężczyźnie, który miał wspaniałe poczucie humoru i zawsze mnie rozśmieszał. Nie miał jednak szczęścia do pracy, czegokolwiek się podjął, nigdy nie wytrzymywał w miejscu pracy dłużej niż miesiąc. Był jednak bardzo gospodarny. Kiedy on był w domu, a ja w pracy, zawsze mieszkanie było wysprzątane a obiad ugotowany. To był idealny związek i bardzo mi odpowiadał, ale moja mama ciągle podkreślała, że mój mąż był nic niewartym, bezrobotnym włóczęgą, który mnie wykorzystuje. To właśnie spowodowało, że po zastanowieniu zdecydowałam o rozstaniu.
Teraz jestem mężatką po raz trzeci. Mój nowy mąż jest bardzo pracowity, prawdziwy pracoholik, ale też bardzo skąpy i wymagający. Chce, żebym więcej pracowała, bo dzięki temu będziemy mieli więcej pieniędzy, Dodatkowo żąda, abym wykonywała wszystkie czynności domowe. Jestem dla niego jak służąca, podczas gdy mój poprzedni mąż sprawiał, że czułam się jak księżniczka, kiedy wracał do domu. Z moim trzecim mężem nie da się dojść do kompromisu, a ja nie chcę zamieniać pracy, którą kocham, na życie domowe. Brakuje mi takiej relacji, jaką miałam wcześniej, z kimś, kto nie pasował do typowych standardów męża pracującego i żony zajmującej się domem.
Już teraz żałuję, że posłuchałam matki i zrobiłam to, czego chciała. Ale teraz jest już za późno, by cokolwiek zmienić, prawda?