Pochwaliłam się sąsiadce postępami w remontowaniu domku i poniosłam karę.

Po przeprowadzce do dużego miasta, pełnego fabryk i brudnego powietrza oraz szarych, brudnych chmur unoszących się na niebie zamiast białych obłoków, zdałam sobie sprawę, że potrzebuję letniskowego domku na odludziu. Nie tyle, żeby tam spać i mieszkać, ale przynajmniej na ogródek warzywny i kawałek nieskażonej przyrody.

Znaleźliśmy z mężem działkę na obrzeżach miasta, do której można było dojechać jednym tramwajem i można powiedzieć, że kupiliśmy ją za grosze. Działka była ogrodzona starą siatką. Stał na niej niewielki, stary i zawilgocony domek z jednym pokojem, oraz aneksem kuchennym bez lodówki i podłączonego gazu. Musieliśmy zainwestować w studnię do nawadniania, ale miło było uprawiać własne owoce i warzywa i mieć miejsce, gdzie bez odoru spalin można rozpalić grilla.

Gdy lata mijały i jazda tam i z powrotem stała się nieco uciążliwa, zaproponowałam mężowi, aby zainwestował trochę w domek, tak, aby można go było częściowo wyremontować na wypadek, gdybyśmy chcieli zostawać na weekendy. Nie wymagałam luksusów. Chciałam mieć tylko łóżko, grzejnik na wypadek chłodnej nocy, czajnik i kuchenkę do podgrzania posiłku.

Kiedyś podzieliłam się moimi marzeniami z sąsiadami, którzy obok naszego ogrodu mieli ogródek warzywny. Rozmawiałam z tą kobietą o uprawie warzyw i ogrodzie, ale potem opowiedziałem o życiu tutaj, a ona odparła, że nie wyobraża sobie, aby to było możliwe w tym miejscu. Nie rozumiałam o co jej chodziło, ale powiedziała, że już wielokrotnie mieli wybijane szyby w swoim domu, dewastowane ogrodzenie, kradzieże. Podobno okoliczni chuligani robili im na złość. Powiedziałam, że raczej nie grozi nam takie niebezpieczeństwo, dom jest tak nieatrakcyjny, że nikt się nim nie zainteresuje.

Kupiliśmy więc grzejnik, a mój mąż sam zrobił łóżko z desek. Wszystko byłoby pewnie w porządku, gdyby nie to, że kiedyś przyszło mi do głowy pochwalić się sąsiadce, że to i tamto mamy, i nie mamy żadnych kłopotów związanych z kradzieżą ani dewastacją.

Przez dwa dni nie byłam w mieszkaniu w mieście, z powodu złej pogody, a potem przyjechałam do domku letniskowego. To co zobaczyłam mnie zaskoczyło i wprawiło w osłupienie. Nie było grzejnika, ani nawet parasola, który ostatnio przywiozłam z domu i zostawiłam w przedsionku. Deski z łóżka były powyrywane, a okna powybijane.

Mam dwie wersje: albo to była karma za przechwałki, albo sąsiadka zrobiła to z zemsty za to, że nic złego nas nie spotkało ze strony chuliganów. Nie wiem kto jest winien. Odbudujemy to co zostało nam zniszczone, a na przyszłość będę uważała co opowiadam obcym ludziom.

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

7 + jeden =

Pochwaliłam się sąsiadce postępami w remontowaniu domku i poniosłam karę.