Opowieść o Świętym Mikołaju…

Moja mama mówiła mi, że w dzieciństwie byłam bardzo hałaśliwą dziewczynką. Wychowawcy z domu dziecka, nie lubili takich dzieci, woleli dzieci ciche, spokojne, które potrafiły się zająć i nie musiały być pilnowane przez całą dobę. Moja mama, jako pedagog, miała ze mną w sierocińcu bardzo ciężko. Mówiła, że biegała za mną po wszystkich piętrach, nie pojawiałam się punktualnie na obiedzie, bawiłam się w chowanego z innymi nauczycielami. Wymyślałam tak wiele historii, że wszyscy mówili, że wyrosnę na pisarza.

Jak zazwyczaj wygląda sytuacja w domu dziecka? Im dziecko jest starsze, tym mniejsze ma szanse na adopcję. Dzieliłam się swoimi opowieściami z przyjaciółmi, z którymi dzieliłam pokój, oraz z przyszłą matką, ponieważ uwielbiała mnie słuchać. Dzieci lubiły moje opowieści, ponieważ wymyślałam straszne potwory i zawsze dodawałam chwytające za serce zakończenia. Często dzieci płakały, bardziej z przerażenia i za to często płaciłam. Wieczorami stałam w kącie i robiłam stamtąd miny do nauczycieli.

Czasami nie pozwalali mi dokończyć opowiadania ze względu na karę, a jeśli zapomniałam zakończenia, razem z przyszłą mamą wymyślałyśmy nowe.

W Święta Bożego Narodzenia, dzięki mojej mamie i kilku nauczycielkom z sierocińca, odwiedził nas Święty Mikołaj. Przywitaliśmy go na stołówce i każdy, kto opowiedział dobry wiersz lub historię, dostawał słodycze. Ja, jak wszyscy, miałam ochotę na dużo słodyczy. Kilkakrotnie podchodziłam do dziadka z moimi życzeniami, dostarczałam mu wierszy, a kiedy zabrakło mi tego, co wiedziałam i słodyczy, które otrzymałam, postanowiłam opowiedzieć mu pewną historię. Szepnęłam mu do ucha, jak trafiłam do sierocińca, jak straszni wydawali się niektórzy nauczyciele, wymyśliłam jednego z najpodlejszych i najstraszniejszych – pierwowzorem była starsza nauczycielka – ale nie zapomniałam też wspomnieć o dobrej królowej. Opowiedziałam historię dzielnej dziewczynki, która przeszła całą drogę w sierocińcu, aż do momentu, gdy zakończyła samodzielne życie, nigdy nie znajdując rodziny. Święty Mikołaj był zdumiony.

Kilka tygodni później, zostałam gdzieś wezwana. Okazało się, że moja ukochana wychowawczyni, przyjechała tu ze swoim mężem i z jakiegoś powodu chciała ze mną porozmawiać. Nie wyobrażacie sobie, jakie było moje zdziwienie, gdy za okrągłymi okularami jej męża zobaczyłam coś, co przypominało nieco Świętego Mikołaja, który śmiał się i rozdawał nam wszystkim cukierki. W czasie zbierania dokumentów, odbyło się kilka spacerów ze mną. Poznałam lepiej mojego przyszłego ojca, bo matkę znałem już bardzo dobrze.

Zostałam adoptowana przez najlepszych ludzi na świecie, a kiedy po latach tata postanowił powiedzieć mi, że to on był przebrany za Mikołaja, powiedziałam mu z szerokim uśmiechem, że wiedziałam o tym od zawsze. Tylko on nie ma racji, nazywając siebie zwykłym człowiekiem i udowadniając, że nie ma czarodziejów, którzy dają dzieciom prezenty, ponieważ dał mi najlepszy prezent w życiu, słuchając mnie, a następnie decydując wraz z moją mamą o mojej adopcji. Kocham ich bezgranicznie i nawet teraz, kiedy jestem już dorosła, naprawdę wierzę, że tamtego dnia, wiele lat temu, zdarzył się prawdziwy cud.

Nie zostałam jednak pisarzem, ale to nie przeszkodziło mi napisać o tym tutaj, opowiedzieć historię, wprawdzie nie bajkową, ale z pewnością pełną magii.

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

4 × 2 =

Opowieść o Świętym Mikołaju…