Moja córka Kinga wyszła za mąż dość późno, w wieku dwudziestu siedmiu lat. Byłam bardzo szczęśliwa, że w końcu znalazła swojego mężczyznę. Rok później Kinga zaszła w ciążę, była coraz starsza, a ja nie mogłam się doczekać, gdy moja córka da mi ukochanego wnuka.
Kinga jest moim jedynym dzieckiem. Mój mąż zmarł, pozostali krewni mieszkają daleko, więc jesteśmy same ze sobą. Córka z mężem, zaprosili mnie do siebie do miasta, żebym nie była samotna. Mają swoje mieszkanko dwupokojowe, ale małe. Na początku nie musieliśmy ze sobą mieszkać, ja cały czas wykonywałam prace domowe, a małżonkowie mogli spędzać więcej czasu sami i wszyscy byli zadowoleni. Powiem szczerze, że moja córka praktycznie nic nie robiła w domu.
Kiedy dziecko płakało w nocy, prawie zawsze to ja się budziłam. Jako matka chciałam jak najbardziej pomóc mojej córce, wiedząc, jak trudno jest wychowywać małe dziecko. Starałam się, aby ona i jej mąż mieli czas dla siebie, aby wszyscy czuli się szczęśliwi.
W miarę upływu czasu, dziecko skończyło roczek. Było mniej krzyku, mniej stresu i mniej nieprzespanych nocy. Okazało się, że jestem teraz ciężarem dla mojej rodziny, niepotrzebną osobą w przestrzeni życiowej. Dowiedziałam się tego z podsłuchanych rozmów:
– Mamy małe mieszkanie, brakuje w nim katastrofalnie dużo miejsca. W każdym pokoju panuje ciągły zgiełk, nie ma spokoju. Czy musimy to znosić?. – Powiedział zięć.
– No i co ja mam zrobić? Nie mogę przecież wyrzucić swojej matki na ulicę, prawda?. – Interweniowała córka.
– Nie ma potrzeby się litować. Ma swój własny dom w wiosce, w którym żyło jej się dobrze, dopóki nie poprosiliśmy jej, by zamieszkała z nami.
Poczułam się tak zraniona tymi słowami, że po cichu spakowałam swoje rzeczy i wyszłam. Moja córka i zięć zaczęli nawet przeklinać, że ich niepokoję. Uważam jednak, że jest to ostentacyjne. Zresztą widać, że zięć cieszy się, że się mnie pozbył i nie interesuje go, jak i gdzie będę mieszkać. Do wioski przyjechałam autobusem, choć zięć ma własny samochód.
Dom wiejski był w fatalnym stanie, farba się łuszczyła, dach przeciekał, z okien wiało, ale cóż mogę zrobić, muszę jakoś żyć…