Weronika chwyciła się za swój duży brzuch, a potem zaczęła głęboko i szybko oddychać:
– Weronika, wszystko dobrze? Zaczęło się? – zapytał Marcin.
– Raczej tak, wezwij pogotowie – powiedziała kobieta.
– Nie, to długo będzie trwało. Szybciej będzie, jak pojedziemy do szpitala samochodem.
Mężczyzna ostrożnie włożył jej na nogi szerokie kapcie na nogi, ponieważ jej stopy były bardzo spuchnięte, chwycił torbę ze spakowanymi, niezbędnymi rzeczami, a potem pojechali do szpitala. Mężczyzna kilka razy przejechał na czerwonym świetle, ale to nie miało dla niego znaczenia. Najważniejsze było to, że udało mu się przywieźć żonę na czas do szpitala. Chodził tam i z powrotem zdenerwowany i czekał na jakieś wieści. Pielęgniarka, wychodząc z sali, obojętnym tonem głosu powiedziała:
– Jeszcze nie, nie urodziła.
Czekał więc dalej. Postanowił, że zadzwoni do swojej mamy. Chociaż na początku Weronika jej się nie podobała, to przecież właśnie rodziła jej wnuka bądź wnuczkę! Przyszła babcia była bardzo szczęśliwa i już zaczęła pakować się do najbliższego pociągu. Marcin pamięta ten niezręczny wieczór, kiedy przedstawił mamie Weronikę. Mama, choć się uśmiechała, potem powiedziała Marcinowi, że gorszej szarej myszki to już chyba nie było, skoro wybrał sobie kogoś takiego na swoją dziewczynę. Weronika pochodziła z małego, prowincjonalnego miasteczka i faktycznie była cicha i spokojna, a mama Marcina myślała, że u jego boku zobaczy kiedyś elegancką kobietę z miasta. Marcin jednak od razu powiedział, że kocha Weronikę całym sercem i nie zamieni jej na nikogo innego.
Takie bezczynne czekanie w szpitalu było nie do zniesienia, dlatego Marcin zdecydował, że pojedzie do swojego przyjaciela i przy okazji odbierze od niego łóżeczko dla dziecka i inne rzeczy po jego synu, które już nie są mu potrzebne, a Marcinowi i Weronice teraz bardzo się przydadzą. Niestety, w drodze powrotnej jak na złość zepsuł mu się samochód. Przyjaciel poradził, żeby do miasta pojechał autobusem. Marcin pobiegł na przystanek. Przyjechał autobus. Minął kwadrans w podróży, kiedy nagle Marcin poczuł się źle. Serce zaczęło mu bić jak oszalałe i zaczęło brakować mu powietrza. Marcin ostatkami sił podszedł do kierowcy:
– Proszę, niech Pan zatrzyma autobus, czuję się bardzo źle – a potem stracił przytomność. Kierowca myślał, że to kolejny pijak i wyrzucił go na najbliższym przystanku autobusowym.
– Niech sobie poleży, może wytrzeźwieje – powiedział kierowca.
– Ale może on naprawdę źle się czuje, nie śmierdziało od niego alkoholem. Może trzeba wezwać karetkę! – oburzyła się pasażerka autobusu.
– Nie mam na to czasu, już się spóźniam. Jeśli ma Pani ochotę, to proszę wysiąść z autobusu i pilnować tego nieznajomego mężczyznę sama.Tylko proszę pamiętać, że jest późny wieczór i następnym autobus będzie za godzinę.
Wszyscy nagle ucichli. Rano policja skontaktowała się z rodziną Marcina i poinformowała o tym, że znaleźli jego ciało na przystanku autobusowym. Zmarł na zawał serca.