Na pierwszym piętrze, po lewej stronie, mieszka bezdzietne małżeństwo, a po prawej duża rodzina, w której jest ośmioro dzieci. Ci sąsiedzi są głośni, ale trudno się dziwić.
w naszym bloku zazwyczaj wszyscy się dobrze znają, ale te dwie rodziny nie utrzymują ze sobą kontaktów towarzyskich. Moi sąsiedzi, przeciwnie, są bardzo ciekawscy i nie mają nic przeciwko temu, by w wolnej chwili porozmawiać, albo kogoś obgadać. Znają szczegóły życia prywatnego wszystkich mieszkańców.
Ta jedna rodzina na pierwszym piętrze, to obraz ludzi posiadających wiele dzieci, potępiają oni bezdzietnych. Ci drudzy z kolei, są oburzeni ich zachowaniem. Za każdym razem, gdy bezdzietne małżeństwo czeka, aż wszyscy członkowie rodziny wejdą po schodach, następuje dramatyczne westchnienie i słowa:
– Czy kiedyś to się skończy? Tak tupiecie nogami, jakby przyszło Was stu – skarżyła się oburzona sąsiadka.
– A Wy jesteście sami jak palec! Wy samolubni ludzie! – odparła matka rodziny.
A potem zaczyna się odbijanie piłeczki z wzajemnymi pretensjami i krzykiem:
– Dla kogo wyhodowałeś to nieszczęście? Dzieci rosną jak chwasty, pozostawione same sobie. Są niezdyscyplinowane i ciągle brudzą klatkę schodową.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź matki wielodzietnej rodziny:
– Ale daliśmy dzieciom życie, mają wszystko, czego potrzebują, a reszta jest nieważna! A wy jesteście sami dla siebie. Czy nie jest Ci wstyd? Co dobrego zrobiłaś na tym świecie?
A potem przez pół nocy trwają kłótnie. Nie wiem, kiedy to się skończy. Słyszałam, że para z dużą liczbą dzieci nie zamierza na tym poprzestać. Konfrontacja między tymi dwiema rodzinami będzie trwała tak długo, jak długo będą one mieszkały obok siebie.