Miałam 20 lat, wraz z mężem i małym synkiem, spacerowaliśmy wieczorem po parku, rozmawiając o różnych sprawach, gdy usłyszeliśmy krzyk kobiety. Nie zastanawiając się długo, mój mąż pobiegł w tym kierunku, a ja za nim. Na ścieżce krzyczała dziewczynka przyciśnięta do drzewa, a w pobliżu było dwóch mężczyzn. Jeden wyrywał jej torebkę, drugi trzymał jedną ręką za jej gardło, a drugą rękę miał pod sukienką.
Mąż uderzył mężczyznę, który trzymał dziewczynę, ten jęknął i osunął się na ziemię. Drugi puścił torbę, gdy natychmiast dostał cios w szczękę. Upadł, a tymczasem mąż podskoczył i ponownie uderzył pierwszego w głowę, obaj mężczyźni leżeli teraz na trawie. Jacek był odwrócony plecami do dziewczyny i był przygotowany do dalszej walki, ale nie doszło do bójki. Jeden z napastników krzyknął:
– Uciekamy! – złapał kolegę i pociągnął go za sobą.
Zostaliśmy przy kobiecie, zaczęliśmy ją uspokajać. Zauważyłam, że jest w ciąży, jej brzuch był już dosyć duży. Posadziliśmy ją na ławce, daliśmy wodę, ożywiliśmy, przywieźliśmy do domu. Bardzo nam podziękowała.
Mniej więcej tydzień później, spotkała nas w tym samym parku ze swoim mężem. Jej mąż podszedł, uścisnął mojemu Jackowi rękę, serdecznie podziękował za uratowanie żony i zaprosił do siebie. Powiedział, że jak będziemy czegoś potrzebowali, to mamy dzwonić i podał swój numer telefonu.
Nie skorzystaliśmy z ich oferty, bo wkrótce przeprowadziliśmy się w inny rejon i jakoś wszystko poszło w zapomnienie.
23 lata później, nasz syn dorósł i zaczął chodzić z miłą, dobrze wychowaną dziewczyną. Bardzo ją lubiliśmy, często żartobliwie próbowaliśmy zapytać syna, kiedy poznamy jej rodziców, czas było się żenić. Nie mogliśmy sobie pozwolić na utratę takiej synowej.
Wtedy nadeszły trudne chwile, mąż zachorował na serce, trafił do szpitala. Diagnoza, to przewlekła niewydolność serca, potrzebny był przeszczep i duże pieniądze na operację.
Zaczęliśmy zbierać gotówkę od krewnych, a potem mój syn powiedział swojej dziewczynie o naszym nieszczęściu.
Pomyślałam wtedy, że musiał być bolesny powód, żeby się poznać z jej rodzicami. Ojciec i matka naszej przyszłej synowej, przyjechali do mojego męża do szpitala, żeby go zobaczyć i porozmawiać. Szczerze mówiąc, nie poznałam ich, ale oni od razu rozpoznali mnie i Jacka, mimo że minęło tyle lat.
Jak tylko weszli do pokoju, zatrzymali się, spojrzeli na siebie, ona się rozpłakała, a on podszedł, uścisnął rękę mojego męża, zwrócił się do mnie i powiedział:
– Damy Wam tyle pieniędzy, ile będzie potrzeba.
Domyśliliśmy się już, że to ta sama dziewczyna, którą uratowaliśmy i jej mąż. Byliśmy w takim szoku, że słowa nie są w stanie tego wyrazić. Ludzie pamiętali o nas od tylu lat, a nasze dzieci miały stworzyć rodzinę.
To niewiarygodne, ale tak się zdarza. Mój mąż Jacek miał operację, teraz jest już w trakcie rekonwalescencji, nasz syn niedługo bierze ślub, a oprócz pięknej synowej, zyskaliśmy też wspaniałych przyjaciół.