Ja i mój mąż mamy bardzo różne poglądy na temat wychowania naszego syna. Chcę, żeby Olek wyrósł na uczuciowego chłopca, który nie wstydzi się płakać, gdy się boi lub coś go boli. Który interesuje się zabawkami i rzeczami, jakie naprawdę lubi, niezależnie od stereotypów dotyczących płci. Mój mąż jednak ma inne podejście.
Jest zagorzałym przeciwnikiem koloru różowego, który jest uważany za typowo kobiecy, a kiedy Olek dostał różową bluzę, krzyczał, mówiąc, że jest ona „babska” i powinna być natychmiast wyrzucona.
Surowo skarcił też syna i zabrał mu kieszonkowe na tydzień, gdy ten płakał z powodu złej oceny.
Mój mąż, jest po prostu pod tym względem tyranem, mówi, że on nigdy w życiu nie płakał i uważa, że mężczyzna nie powinien okazywać swojej słabej strony, ma być męski i twardy. Oświadczył mi, że stosując moje metody, nie wychowamy syna, lecz mięczaka, a w dodatku uczynimy go gejem.
Jak mogę sprawić, by zrozumiał, że orientacja nie zależy od ubrań, zabawek czy emocji? Chcę, żeby nasz syn dorastał w komfortowych warunkach, nie był przerażony i zamknięty w sobie, nie grał tylko w gry, które są uważane za męskie i nie oglądał w telewizji tylko sportu, bo jakiś program telewizyjny z wątkiem miłosnym, jest dla kobiet.
Co powinnam zrobić z moim mężem i jak mogę zmienić jego zdanie, że moje metody są lepsze?