Nie jestem młodą kobietą, a moje doświadczenie życiowe, pozwala mi wyciągać pewne wnioski na temat ludzi. Mam już 44 lata, nie mam własnych dzieci, ale mam siostrzenicę, którą wychowałam. Wcześnie straciłam siostrę, która miała młodą córkę. Wychowywałam Martę od czwartego roku życia, jest jak moja własna córka. Teraz jest studentką prawa, mieszka w sąsiednim mieście, ale często do mnie dzwoni. Na początku byłam aktywnie zaangażowana w swoją karierę i nie miałam czasu na osobiste relacje. Potem wychowywałam Martę i jakoś nie miałam na nic czasu. Miałam kilka powierzchownych hobby, ale nic poważnego.
Szymona poznałam przez wspólnych znajomych. Od razu, zrobił na mnie dobre wrażenie, okazał współczucie i szczerze mówił o sobie. Był żonaty, ale rozwiódł się z powodu trudnego charakteru żony. Ma córkę, która odziedziczyła jej humorzastą osobowość, ale bardzo ją kocha. Córka jest już dorosła i mieszka w sąsiednim mieście z własną rodziną. Roztopiłam się jak lody na słońcu z powodu jego postawy. Szymon jest ode mnie piętnaście lat starszy i traktuje mnie jak kruchą, małą dziewczynkę. Nasz związek szybko się rozwinął i miesiąc po tym, jak się poznaliśmy, zamieszkaliśmy razem.
Sprzedaliśmy nasze jednopokojowe mieszkania i kupiliśmy trzypokojowe. Żyło nam się dobrze, aż do momentu, kiedy jego córka dowiedziała się o naszym związku. Natychmiast znalazła pretekst, by nas odwiedzić. Przyszła i zachowywała się wobec mnie bardzo lekceważąco. Byłam nawet zdezorientowana, ponieważ nie zrobiłam jej nic złego. Była niezadowolona, że kupiliśmy wspólne mieszkanie. Pozwoliła sobie na pouczanie swojego ojca. Potem nagle zainteresowała się mną, ciągle dzwoniła i pisała po swoim wyjeździe. Czułam, że nie bez powodu. Miesiąc później wyraziła chęć, aby przeprowadzić się z rodziną do naszego miasta, argumentując, że wynajęcie domu jest drogie i po raz pierwszy poprosiła o zamieszkanie z nami.
Szymon jest bardzo szczęśliwy, nie widzi podtekstu jej działań. Jestem pewna, że ona po prostu chce mieć pewność, że mieszkanie pozostanie jej, a nie moje, na wypadek, gdyby Szymonowi coś się stało, nie daj Boże. Na początku to tylko wymówka, myślę że chce się tu osiedlić na stałe. Poza tym, nie chcę mieszkać pod jednym dachem z kimś, kto nawet mnie nie szanuje. Próbowałam rozmawiać z Szymonem, ale on mi nie wierzy, mówi, że zmyślam.
Jak mogę zapobiec jej przeprowadzce? Jak mogę przekazać mu istotę tego, co się dzieje?