Na panią Władysławę wpadliśmy przypadkiem w Karpatach, gdy byliśmy na wakacjach. Zaczęło nam się dobrze rozmawiać i z grzeczności zapytałam ją o jej dzieci. Od razu było widać, że coś jest nie tak, bo już wtedy miała trudności z odpowiedzią. Jej dzieci, wyjechały z rodzinnego miast już dawno temu, córka jest lekarzem w Krakowie, a syn geologiem we Wrocławiu.
– Mam ponad siedemdziesiąt lat i nadal nie mam wnuków. – Płakała Władysława.
Jej córka Marta, jest piękną i czułą dziewczyną, dobrze zna swoją wartość. W szkole, zawsze była na pierwszym planie, była przewodniczącą klasy i mistrzynią uroczystości szkolnych. Tak zafascynowała się aktorstwem, że wyjechała do Warszawy, aby dostać się na uniwersytet, ale nie zdała egzaminów. Potem przez rok pracowała jako sekretarka w szkole, a następnie zaskoczyła wszystkich, dostając się na studia medyczne za pierwszym podejściem. Teraz pracuje w prywatnej klinice, gdzie ma swoje mieszkanie oraz działkę.
– Ale nie ma szczęścia… – Dodaje Władysława. – Była dwukrotnie zamężna. Pierwszy mąż był od niej starszy, obrażał ją, więc uciekła od niego, a potem była z młodszym, który sam uciekł od niej. Już niedługo będzie miała 45 lat i dalej nie ma dzieci. A komu potrzebne są te mieszkania i działki?
– Mój syn, który mieszka we Wrocławiu, obecnie ma już 50 lat i nadal nie ma żony. Zawsze jest w drodze, zawsze jest na wystawach i pracuje nad swoimi dziełami sztuki… Ma tam dom, ale bardzo rzadko tam bywa…
– Gdyby nie telefony komórkowe i internet, to bym nawet nie widziała moich dzieci. Niedawno podarowali mi wypoczynek w sanatorium, żebym wyszła do ludzi. Mieszkam sama, więc przynajmniej popatrzę na ludzi.
Pani Wyładysława dorastała na rękach u ciotki Bożeny, która nie miała dzieci. Była po trzydziestce, samotna, więc przyszła do siostry i błagała na kolanach: „Marysiu, zlituj się nade mną, oddaj mi pod opiekę Władzię”. Matka Władysławy, miała oprócz niej jeszcze czworo dzieci. Wszystkimi musiała się opiekować. Był to trudny okres, pensja była skromna, więc nawet nie mrugnęła okiem, tylko powiedziała: „Zaopiekuj się Władysławą!”.
Od małego, kobieta mieszkała z ciotką, która nigdy niczego jej nie odmawiała. Kupowała sukienki, lalki i słodycze. Miała pieniądze, bo pracowała jako księgowa.
Czas mijał, dziewczyna skończyła szkołę i zaczęła pracę jako pedagog na uczelni. Tam poznała swojego przyszłęgo męża i urodziła dzieci – Martę i Marka. Początkowo odwiedzała ciotkę, ale potem zupełnie o niej zapomniała, z powodu kłopotów rodzinnych, pracy, odległości… Na starość, ciocia sama przyjechała do Władysławy. Z trudem ciągnęła bagaże i weszła do domu bardzo zmęczona. Mężowi Władysławy niezbyt się to podobało, a samej kobiecie również.
– Kiedy wracasz do domu?
– Przyjechałam tu na stałe. Zaopiekujesz się mną?
– Nie mogę, widzisz, mam dzieci, męża…
Jeszcze tego samego dnia, ciotka spakowała swoje rzeczy i wyszła ze łzami w oczach, mówiąc: „Żeby Twoje dzieci, tak samo otoczyły Cię opieką na stare lata, jak Ty mnie!”.
Miesiąc później, kobieta otrzymała wiadomość, że kiedy ciotka wróciła do domu, położyła się do łóżka i już nigdy nie wstała. Za jakiś czas, również zmarł mąż Władysławy i została sama. Dopiero kilkadziesiąt lat po śmierci ciotki, kobieta przypomniała sobie, że ma dzieci, ale nikt się o nią nie troszczy.
Co byś zrobił/a na miejscu Władysławy?