Wygrałam małą, sąsiedzką wojnę

Mój ojczym ma siostrę, ciocię Marzenę. Moi rodzice nie rozmawiają z nią zbyt często, bo jak mówią, ma temperament, ale ja i tak od czasu do czasu dzwonię do niej, żeby życzyć jej wesołych świąt i zapytać, co u niej słychać. Prawdopodobnie nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam u niej w domu, aby ją odwiedzić. Ostatnio jednak zadzwoniłam, żeby zapytać, co u niej słychać i jak sobie radzi. Rozmawiałyśmy krótko, a na koniec rozmowy zaprosiła mnie do siebie. Uwiodła mnie domowymi pierogami, a ja jako dziecko uwielbiałam jej domowe jedzenie. Gdy od niej wychodziłam, obiecałam, że jeszcze kiedyś wpadnę.

Poszłam do niej pod koniec tygodnia, zjadłam pierogi, porozmawiałam, wypiłam herbatę. Zrozumiałam, że ciotka zbiera się na odwagę, żeby mi coś powiedzieć, ale nie może się zebrać. Zaczęłam więc wypytywać, aż w końcu się poddała i opowiedziała mi o niespokojnych sąsiadach z góry. Kiedy nie ma jej w domu, nie ma się czym przejmować i nie obchodzi ją, kto co robi. Lecz w nocy jest to uciążliwe, krzyki, szczekanie i wycie psa.

Okazało się, że na piętrze mieszkało starsze małżeństwo, z którym nie było żadnych problemów, ale niedawno sprzedali mieszkanie i wprowadziła się do niego młoda para w wieku 25 lat, chłopak i dziewczyna. Nie dość, że lubią krzyczeć i hałasować, to jeszcze przyjechali z wielkim psem. Codziennie uprzykrzają ciotce życie, nadmiernym hałasem z mieszkania. Są wielkimi fanami grania muzyki, najlepiej głośniej w nocy. Ściany są cienkie i wszystko słychać, nawet z góry i z dołu. To sprawiło, że życie mojej ciotki stało się nie do zniesienia. W takim hałasie po prostu nie da się spać.

Ogólnie rzecz biorąc, ciocia Marzena nie jest osobą nieśmiałą, może powiedzieć wszystko, co chce, ale nawet jej nie udało się uspokoić młodych ludzi, którzy wprowadzili się na górę. Osobiście poszła do nich i poprosiła, żeby nie puszczali muzyki tak późno i żeby było ciszej, ale Ci nieuprzejmi ludzie wysłali ją do domu. Nasza policja w ogóle nie była pomocna, ponieważ nie było żadnych dowodów na to, że sąsiedzi przeszkadzali w nocy. Ciocia poprosiła mnie, żebym wpadła jak najszybciej.

Zanim wyruszyłam na wojnę z tymi ludźmi, postanowiłam zrobić rozeznanie. Nie chodziło o to, że nie ufałam słowom ciotki, ale warto było sprawdzić, z kim mam do czynienia, żeby łatwiej było podjąć decyzję co do planu działania. Weszłam na piętro, zadzwoniłam do drzwi, odezwał się ochrypły, basowy głos, pytając: „Kto tam? Powiedziałam, że  sąsiadka z dołu. Kiedy otworzyli drzwi, zobaczyłam ogromnie wysokiego faceta, szerokiego jak szafa, młodego, ale już łysiejącego, z podbitym okiem i zielonkawym siniakiem na prawej kości policzkowej. Zza niego wychyliła się równie duża dziewczyna, wysoka jak patyk, z wyrazem twarzy, który sprawiał, że już samo patrzenie na mnie sprawiało jej dyskomfort. Ogromny, śliniący pies wybiegł na mój widok, to był bernardyn, siedzący u ich stóp, zrobił kałużę lepkiej, oślizgłej śliny. Tak jak mówiła mi ciocia, dobrze, że przygotowałam się wcześniej, włożyłem telefon   do kieszeni swetra i włączyłam nagrywanie.

Zaczęłam grzecznie prosząc, by przestali hałasować w nocy. Dostałam taką odpowiedź, że nie miałam pojęcia, jak  jedno zdanie może zawierać tyle przekleństw, nie tylko uszy opadają, ale wszystko. Najwyraźniej facetowi nabiła siniaka własna żona, bo ta wymachiwała do mnie pięściami, grożąc, że gdzieś mnie dopadnie i da mi popalić. Nie miałam wątpliwości, że tak, bo taka duża dziewczyna jak ona, nie zostawiłaby mokrej plamy, gdyby przypadkowo na mnie nadepnęła. Po wysłuchaniu potoku obelg, które wylały się na mnie za jedną prośbę o ciszę, poszłam do mieszkania ciotki z nagranymi groźbami.

Gdy opowiadałam o tym cioci w kulturalny sposób, zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdążyłam się przestraszyć, że to sąsiedzi postanowili nie zwlekać i już przyszli mnie pobić, ale okazało się, że to policja. Młodzi nowożeńcy, zaraz po moim wyjściu, zadzwonili na policję, opowiadając, jak to ja, delikatna dziewczyna, groziłam im pięściami i znajomymi, którzy zaraz wyrzucą ich z mieszkania. Byli gotowi zabrać mnie prosto na posterunek policji i przesłuchać, żeby dowiedzieć się, jakich mam znajomych, ale ja zareagowałem nagraniem wideo, na którym wyraźnie było widać i słychać, kto, czym i komu groził.

Konflikt został rozwiązany na miejscu, bez konieczności wizyty na posterunku policji. Małżeństwo oraz ich fałszywe oskarżenia, zostały ukarane grzywną. Ciotce już nie przeszkadzali i od tamtego zdarzenia, nie otrzymałam od niej ani jednej skargi. W ten sposób wygrałam tą małą sąsiedzką wojnę, nie będąc nawet prawdziwym sąsiadem dla moich przeciwników.

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

19 + 17 =

Wygrałam małą, sąsiedzką wojnę