Jesteśmy z Anią rozwiedzeni od ponad dziesięciu lat, ale nasze relacje są całkiem dobre, mamy też wspólnego syna. O tym właśnie chciałbym porozmawiać.
W dzieciństwie był wspaniałym dzieckiem, nauczyciele chwalili go za bystry umysł, dobrze radził sobie w boksie i był jego pasjonatem. Kiedy rozwiodłem się z jego matką, mój syn przyjął to bardzo boleśnie i jego poczucie własnej wartości znacznie spadło. W tym samym roku, doznał poważnej kontuzji, podczas jednego z treningów sparingowych, bał się bólu i konsekwencji, nie chciał już boksować.
Musiałem znaleźć dla niego jakieś zajęcie i zaproponowałem mu piłkę nożną, chociaż tutaj była droższa. Zaczął trenować, ale nie podobało mu się to. Był przyzwyczajony do pracy rękami, a nie nogami.
Z powodu nieobecności w szkole spowodowanej kontuzją, jego oceny spadły na samo dno, podobnie jak motywacja i chęć osiągnięcia czegokolwiek. Dwa lata z rzędu, oblał egzaminy wstępne na studia.
Moja żona, wysłała mojego syna, aby zamieszkał ze mną na jakiś czas. Głupio siedzi w domu, je, pół dnia śpi, a w nocy gra w gry komputerowe. Nie mogę sobie wyobrazić, co się z nim stało i jak Ania do tego dopuściła. Powinna była zmusić go do pracy przez te dwa lata, kiedy nie był na studiach. Ja sam błagam go, żeby w końcu znalazł pracę, przynajmniej na pół etatu, żeby jakoś sobie poradził w życiu.
Mam nadzieję, że coś się zmieni w jego życiu, a także w naszym. Nie chcę, żebyśmy ja lub Ania musieli go utrzymywać do późnej starości.