Obecnie mam 60 lat. Z żoną nie jestem od 5 lat. Porzuciła mnie dla bogatszego faceta. Nie wiem, dlaczego akurat dopiero teraz zaczęło jej zależeć tak bardzo na pieniądzach, ale skoro tak postapiła, to mogę od siebie życzyć jej szczęścia. Jedyne, co mnie w tym wszystkim mocno rozczarowało, to fakt, że dzieci stanęły po stronie żony.
Twierdzą, że to wszystko moja wina i gdybym był inny, to żona by ode mnie nie odeszła. Mówią, że żona chciała wakacji za granicą, nowych, modnych ubrań, a ja nie mogłem jej tego wszystkiego dać, ponieważ nie chciałem podjąć się drugiej pracy w celu zdobycia na to wszystko pieniędzy. Ja jednak uważam, że byłem dobrym mężem, ponieważ utrzymywałem sam całe życie naszą rodzinę, pomagałem w domu i brałem czynny udział w wychowaniu dzieci. Po tym jak rozstałem się z żoną, dzieci także coraz rzadziej się ze mną kontaktowały. Początkowo dzwoniły do mnie jeszcze ze świątecznymi życzeniami, ale potem ani już nie przychodziły, ani nie dzwoniły. Potem kontakt z nimi praktycznie się urwał, a ja w rezultacie zostałem zupełnie sam z małym gospodarstwem, zwierzętami i ogrodem warzywnym. Teraz tylko praca mnie trzymała jeszcze przy życiu.
Nikt mi nie pomaga w niczym, ale jak tylko przychodzi lato, to nagle dzieci przyjeżdżają i chcą ode mnie mleka, warzyw i owoców. Skąd mam je brać? Po kilku odmowach w końcu się ze mną pokłóciły, a ja powiedziałem im kilka dosadnych słów:
– Nie mam stu rąk i nie zapominajcie, że żadne z Was mi nie pomaga, więc nie ma dużo plonów. Sadzę wszystkiego tyle, żeby było dla mnie, żebym sam miał co jeść. Chcecie więcej, to pomóżcie! Czy robię coś źle? Mam troje dzieci, ośmioro wnucząt, a muszę wszystko robić sam.