Moja przyjaciółka Sylwia dwa lata temu znalazła Chihuahua. Jest to pies, ale nie wygląda jak pies. Małe, drżące nóżki, ze strzępami szarobiałych włosów na różowej skórze tu i ówdzie. Z wyłupiastymi oczami i trzema krzywymi zębami.
Wyciągnęła go z kałuży, w której ta mała pchła mogłaby się utopić. Ogrzewała go, myła, karmiła. Zabrała do weterynarza, na początku bardzo się śmiał. Mówił, że to jakiś nieznany nauce owad. Potem przestał się śmiać i z powagą i smutkiem wyjaśnił, że w naszym mieście są tacy hodowcy, którzy krzyżują nie wiadomo kogo, nie wiadomo z kim, potomstwo jest sprzedawane za duże pieniądze jako rasa, a te najbardziej schorowane, często wyrzucają, licząc na to że nie przeżyją, albo przeżyją, jeżeli ktoś się nad nimi zlituje.
Ta mała ofiara bardzo chciała żyć. Opornie znosił wszelkie zabiegi, zastrzyki w udo tak grube, jak mały palec swojej wybawczyni. Okazało się, że to chłopiec, więc nazwała go z dziećmi Miki.
Sylwia zabierała go na spacery tylko sama, jej dzieci odmawiały, bały się, że zostaną wyśmiane na podwórku. Część jego zębów nigdy nie odrosła, a część wyrośniętych ledwo się trzymała. Biedak jadł tylko mielone jedzenie. Moja przyjaciółka robiła mu pasztety i kaszki. W wieku sześciu miesięcy, miała zamiar go wykastrować, jak należy, a wtedy dowiedziała się, że wcześniej był również dotkliwie pogryziony po brzuchu.
W każdym razie żyli długo i szczęśliwie. Sylwia cały czas umawiała się z przystojnym, rozwiedzionym mężczyzną. Człowiek ten śmiał się bez przerwy z psiaka, nazywał go wilczurem i zagrożeniem dla much sąsiedzkich, śmiał się też z czułości Sylwii wobec dziwaka, ale dziewczyna była twarda jak czołg, mówiła:
– kocham go i to wszystko, więc odczep się ode mnie i od psa. Mężczyzna obraził się, jak jego kobieta mogła kochać kogoś innego niż jego?
Pewnego dnia Sylwia pokłóciła się ze swoim partnerem i dobrze, że dzieci były na obozie. Mężczyzna pił i zaczął słownie znęcać się nad nią. Dziewczyna nie mogła tego znieść i w zamian również nie oszczędzała się w słowach. Nie tolerowała jego zachowania, ale on nie pozwolił sobie na obelgi z jej strony, zdenerwował się i spoliczkował ją.
Moja przyjaciółka to duża kobieta, wysoka, pełna energii, z szerokimi ramionami i z charakterem. Nigdy nie brakuje jej słów i potrafi też uderzyć. Już miała wyjaśnić, że to mężczyzna był jej gościem, a nie odwrotnie, ale nie udało jej się. Nagle ten mały, niepozorny piesek wybiegł z ciepłego, futrzanego legowiska jak błyskawica i to bezgłośnie. Chwycił za mięsień łydki mężczyzny I zaczął wbijać swoje trzy zęby z potwornym, kłującym bólem.
Mężczyzna wrzeszczał w niebogłosy, oderwał psa z nogi i rzucił go na korytarz. Sylwia krzyknęła i skoczyła do niego z pięściami, mężczyzna chciał uderzyć ją w głowę, ale nie zdążył, bo w tym momencie Miki podniósł się i na swych pajęczych nogach, z korytarza piorunem popędził w jego kierunku i tym razem uczepił się uda napastnika.
Teraz Sylwia poszła na całość i nie pozwoliła uderzyć swojego małego przyjaciela. Zaczęła tak bić mężczyznę, że ten tylko zasłonił głowę rękami, a pies w tym czasie po męsku gryzł udo swojego wroga, zachęcając swoją panią wzrokiem, mówiąc: „Daj mu jeszcze parę ciosów, Ty i ja damy sobie z nim radę”.
Ogólnie rzecz biorąc, mężczyzna był dobrze okaleczony. Sylwia szybko wzięła poturbowanego psiaka z pola zasięgu już byłego lokatora i cała we łzach, popędziła z nim do całodobowego weterynarza. Tam bohaterowi, pod łagodnym znieczuleniem, usunięto kolejny złamany ząb, a szlochająca dziewczyna z wściekłością obiecała zemstę swojemu byłemu partnerowi, mówiąc, że mu tego nie podaruje.
Mężczyzna zdążył wytrzeźwieć i zrozumiał, że zaraz wyleci za drzwi, gdy tylko Sylwia wróci do domu. Podczas gdy ona roniła łzy u weterynarza, on szybko pozbierał swoje rzeczy z mieszkania partnerki. Zabrał też jesienny płaszcz dziewczyny, za który zapłacił 500 złotych.
Kobieta roześmiała się przez łzy, gdy uświadomiła sobie, że brakuje jej okrycia. Na wiosnę, gdy go prała, przypadkowo wylała na niego wybielacz i był przeznaczony tylko do wyjścia z psem na spacer w chłodniejsze dni.
Następnie usiadła do telefonu i zadzwoniła do wszystkich swoich koleżanek, w tym do mnie, z opowieścią o tym, jak Miki prawie zagryzł na śmierć ogromnego, wściekłego mężczyznę, który ośmielił się ją zaatakować i tylko jakimś cudem udało jej się odciągnąć psa od krwawiącej, jęczącej i szlochającej ofiary. Jej przyjaciółki koniecznie chciały zobaczyć Mikiego i oddać szacunek bohaterowi, a jednocześnie wyleczyć nerwy dziewczyny, starym wypróbowanym środkiem, białym, ulubionym winem.
Przez cały następny dzień Sylwia przyjmowała podziwiające koleżanki, z szacunkiem całowały łapy śmiałka, który nie bał się zaatakować tyrana o wadze sto razy większej od własnej. Zwycięzca mruknął, uśmiechnął się i łaskawie przyjął zapewnienia, że jest najdzielniejszym, najmądrzejszym i najpiękniejszym psem na świecie.