W szkole miałam własnego oprawcę, a w zasadzie to “oprawczynię”. To zjawisko dzisiaj określa się modnym słowem „bullying”, ale wtedy tak się to nie nazywało. Jedyne określenie, jakie wtedy na to było to “udręka”, “piękło” itp. W dodatku najwyraźniej dla nauczycieli ten fakt był świetnym powodem, by posadzić ją dodatkowo obok mnie. Mimo tego wszystkiego Milena wydawała mi się być zraniona i nierozumiana przez otoczenia, przez co próbowałam się z nią zaprzyjaźnić, aby dowiedzieć się, co takiego u niej się dzieje, że zachowuje się w ten sposób. W końcu zaprzyjaźniłam się z nią, chociaż mimo tego ona i tak wciąż mi dokuczała.
Bardzo ciężko było jej się przed kimś się otworzyć, tak naprawdę potrafiła cały dzień siedzieć sama w parku i do nikogo się nie odzywać. Pewnego razu Milena zaprosiła mnie na spacer po naszym miejskim parku. Tak się złożyło, że akurat tego dnia musiałam wyjechać z rodzicami za miasto, więc musiałam odrzucić propozycję Mileny… Prawdopodobnie to bardzo ją zraniło, ponieważ potem znowu zaczęła mnie traktować inaczej, znowu gorzej – raz rozrzuciła wszystkie książki z plecaka po całym korytarzu, innym razem nalała mi do niego wody. Bez słów i ze łzami w oczach zbierałam to wszystko.
Był też raz przypadek, że kiedy wróciłam do domu i rozpuściłam włosy, okazało się, że nie mogę ich rozczesać, bo miałam w nich gumę do żucia. Kiedy ja płakałam, mama zadzwoniła do fryzjerki i umówiła, aby ta coś zrobiła z tym. Mój warkocz do pasa zamienił się w krótką fryzurę. W walentynki Milena także się popisała. Domyślałam się, że pudełko na ławce z napisem „spodoba ci się” może być od niej, ale myślałam, że może chce się pogodzić. Niestety, kiedy otworzyłam pudełko, moim oczom ukazała się martwa mysz. Rzuciłam tym prezentem o biurko i zaczęłam krzyczeć oraz histerycznie płakać. Wszyscy inni w klasie patrzyli na mnie zszokowani, trzymając jednocześnie w rękach walentynkowe kartki z wyznaniami.
Tylko Milena się śmiała, chwytając się za brzuch. Następnego dnia mama przyszła ze mną do szkoły. Przy niej Milena przeprosiła mnie i obiecała, że już mnie nigdy nie skrzywdzi, ale to była nieprawda i jej wybryki nabrały nowego wymiaru. Teraz jestem na 3 roku studiów, a lata szkolne wspominam z przerażeniem, właśnie przez nią. Po ukończeniu szkoły widziałam Milenę tylko raz i to przypadkiem – wpadłam na nią na ulicy mojego miasta rodzinnego. Zatrzymała się i powiedziała:
– Ja kochałam Cię jak siostrę, a Ty nawet nie chciałaś iść ze mną do parku.
Niedawno dowiedziałam się od koleżanki z klasy, że Milena niedawno trafiła do więzienia. Trafiła tam za pobicie. Wiecie, jest mi przykro. Każdy sam wybiera swoją przyszłość, ale wiem, że jej musiało być zawsze ciężko.