Mam 44 lata. Mieszkam sama, nie mam dzieci, nigdy nie byłam mężatką. Praktycznie nie mam życia prywatnego. Moi rodzice mieszkają w innym mieście.
Dzwonię do nich raz w tygodniu i jeżdżę do nich raz lub dwa razy w roku. Nie mam rodzeństwa i kuzynostwa.
Przyjaciół i koleżanek też nie mam. Pracuję, a potem od razu wracam do domu. Tak żyłam przez wiele lat. I takie życie mi pasowało.
Nikogo nie kochałam, dzieci też nigdy nie lubiłam.
Tak żyłam: z domu do pracy, z pracy do domu.
Kiedyś postanowiłam umyć lodówkę i ją rozmrozić. W mojej zamrażarce było wiele starych produktów: pierogów, kotletów, naleśników. Kupiłam, ale nie zjadłam. Postanowiłam się tego pozbyć, składając wcześniej w pudełku. Poszłam to wyrzucić. Po drodze spotkałam chłopca. Mieszkał dwa piętra wyżej, ale w którym dokładnie mieszkaniu – nie wiedziałam. Chłopiec miał siedem lub osiem lat. Widziałam go kilka razy, gdy szedł z mamą.
Przywitaliśmy się i poszłam na śmietnik. Wtedy ten chłopiec pyta mnie: ” Czy mogę to zabrać? ” i patrzy na moje pudełko. Odpowiedziałam, że nie ma tutaj świeżych produktów, a on spojrzał na mnie i moje pudełko tak żałośnie i znowu nieśmiało zapytał: ” Czy mimo to mogę zabrać to wszystko? “.
Pozwoliłam. Chłopiec zabrał wszystko ostrożnie, a ja po prostu stałam obok i patrzyłam. Potem zapytałam go o mamę. Chłopiec powiedział, że jego mama jest bardzo chora, młodsza siostra też. Mama nawet nie wstaje z łóżka. Chłopiec powiedział mi “dziękuję“ i odszedł, delikatnie przytulając do siebie produkty, które właśnie chciałam wyrzucić. Ja też poszłam do domu.
Zaczęłam przygotowywać sobie obiad, ale myśli nie dawały mi spokoju: nie mogłam zapomnieć o tym małym chłopcu. Nigdy nie byłam bardzo miła i nigdy nikomu nie pomagałam. Jednak teraz nie mogłam się oprzeć, otworzyłam drzwi lodówki, zaczęłam wkładać produkty do torby: kiełbasę, cebulę, ser, mleko, ziemniaki, mięso, ciastka. Zaczęłam wchodzić po schodach i wtedy zdałem sobie sprawę, że nawet nie wiem, gdzie mam iść: nie znałam numeru mieszkania. Stałam kilka minut niezdecydowana. Potem zadzwoniłam do przypadkowych drzwi.
Miałam szczęście: od razu ten chłopiec otworzył mi drzwi. Poprosiłam go, żeby wpuścił mnie do środka.
Chłopak pozwolił mi wejść. Mieszkanie było czyste, ale w środku było biednie i wszystko wyglądało na bardzo stare. Na łóżku leżała młoda kobieta, a obok niej leżała mała dziewczynka. Zdałam sobie sprawę, że zarówno kobieta, jak i dziewczynka są bardzo chore. Nakarmiłam je i wezwałam karetkę. Przyjechał lekarz pogotowia, zbadał je i przepisał im leki. Poszłam do apteki po leki, a w sklepie kupiłam karmę dla niemowląt i małego misia.
Nocowałam u Gabrysi. Tak nazywała się ta młoda kobieta. Ona sama pochodzi z Podlasia, ale kiedy jej ojciec zmarł tragicznie, a matka zaczęła pić, babcia zabrała ją do Poznania. Kobieta była bardzo surowa i nie rozpieszczała dziewczynki. Potem babcia zmarła, a Gabrysia została całkowicie sama. Matka zmarła jeszcze wcześniej niż babcia: umarła przez wódkę.
Gabrysia pracowała jako ekspedientka w sklepie i żyła sobie spokojnie. Potem poznała Rafała, zakochała się w nim. Marzyła, że wezmą ślub i będą bardzo szczęśliwi, ale Rafał zrobił jej dziecko i ją zostawił. Tak więc Gabrysia w wieku 19 lat została samotną matką.
Zostawiała Igora samego i sprzątała na osiedlu. Kiedy Igor podrósł, Gabrysia wróciła do pracy w sklepie, w którym wcześniej była zatrudniona. Na początku wszystko było w porządku, ale potem została zgwałcona przez właściciela sklepu.
Po gwałcie Gabrysia zaszła w ciążę. Kiedy właściciel sklepu dowiedział się o tym, wyrzucił Gabrysię. Po urodzeniu córki dziewczyna dorabiała sobie w różnych miejscach. Ledwo wiązała koniec z końcem. Jednak nigdy nie pomyślała o tym, aby porzucić dzieci czy zacząć pić. Gabrysia podziękowała mi i powiedziała, że kiedy wyzdrowieje, posprząta moje mieszkanie i odda wszystkie pieniądze. Powiedziałam jej, że nie musi tego robić.
Tej nocy spałam bardzo źle. Myślałam: po co żyję? Dlaczego tak żyję? Nie dbam o moich rodziców, nie kocham nikogo, zarabiam pieniądze i nie mam nikogo, kto by je wydawał.
Kilka dni później Igor przyniósł mi rano cały talerz z gorącymi naleśnikami. Te gorące i bardzo smaczne placki stopiły lód w mojej duszy. Wzięłam wolne w pracy i pojechałam do centrum handlowego.
Tam kupiłam dużo ubrań dla Igorka i jego małej siostry. Uświadomiłam sobie, że czynienie dobra jest przyjemne i bardzo satysfakcjonujące, kiedy inni Cię wyczekują i potrzebują.
Minęły dwa tygodnie. W tym czasie zaprzyjaźniłam się z Gabrysią i jej dziećmi. Teraz z pracy po prostu biegnę do domu: w końcu czekają na mnie ludzie, którzy tak bardzo mnie potrzebują. Byłam tak zadowolona, gdy podczas spaceru Igor przytulił mnie i powiedział: ” jaka jesteś dobra i miła, ciociu Kasiu! „. Zdałam sobie sprawę, że kiedyś żyłam źle, ale teraz w moim życiu pojawił się sens.
Czy w Twoim życiu jest sens? Po co żyjesz?