Mam na imię Olga i niedawno skończyłam dwadzieścia cztery lata. Tak się składa, że moi krewni lubią wykorzystywać moją dobroć. Bez względu na to, jak bardzo staram się ograniczyć kontakty z nimi, wciąż przychodzą do mnie po pomoc.
Żyję całkiem nieźle, nie potrzebuję pieniędzy. Z jakiegoś powodu, moi bliscy postrzegali to jako zielone światło, jakbym była milionerką, która musi wszystkim pomagać. Weźmy na przykład dom na wsi, który kiedyś należał do mojej babci, a potem został przeze mnie odziedziczony. Moja pra ciotka uznała, że skoro tam nie mieszkam, to nie potrzebuję domu na wsi. Pewnego dnia powiedziała:
– Słuchaj, masz gdzie mieszkać. Z kolei mój syn Darek, nadal mieszka w wynajmowanym mieszkaniu, spodobałby mu się ten dom.
Rozumiem, ale dlaczego mam komuś oddać swoją nieruchomość? Zwłaszcza dalekim krewnym. Kto wie, może w przyszłości będę potrzebowała tego domu? Powiedziałam ciotce „nie”, a w odpowiedzi usłyszałam krzyk, teraz nie mamy ze sobą kontaktu.
Moi krewni zawsze mają pretensje, bo uważają, że ktoś jest im coś winien. Tak, jesteśmy rodziną, ale to nie znaczy, że będą mi siedzieć na karku. Podobna bezczelność zdarzyła się, gdy byłam mała i ojciec kupił lokal na firmę, na który długo zarabiał i oszczędzał. Wtedy jego brat i siostra zaczęli lamentować, że czasy są ciężkie i musi się podzielić z rodziną. Krótko mówiąc, namawiali mojego ojca do podziału firmy. Uważam, że nie ma co marudzić, niech wezmą się do roboty i zarabiają własne pieniądze.
Moja druga ciotka, ze strony matki, lubi zabierać moje ubrania swoim dorosłym dzieciom. Uważa, że mam dużo niepotrzebnych rzeczy, bo jestem bogata. A jej biedne dziewczynki, nie mają się w co ubrać.
Zgadzam się, że kiedy byłam nastolatką, miałam wiele różnych ubrań, z których szybko wyrosłam. Teraz jednak, kupuję tylko ubrania dobrej jakości i podstawowe, które zamierzam nosić przez lata. Moja szafa składa się tylko z rzeczy, których potrzebuję, bez zbędnych falbaniastych bluzek.
Ciotka mnie nie rozumie, co powoduje konflikty i niechęć w rodzinie. Po każdej takiej prośbie muszę się pozbierać, aby odpowiedzieć cicho:
– Przepraszam, ciociu Basiu, ale naprawdę nie mam nic do zaoferowania.
– Zabiorę łyżwy Twojej mamy, a Ty kupisz sobie nowe. – Rzekła ciocia.
Jestem zszokowana i rozbrojona tego rodzaju bezczelnością. Ludzie wybrali rolę ofiary. Siedzą tam, tak nieszczęśliwi, użalając się nad swoim losem, a wszystko, co słyszę, to:
– Och, masz szczęście. Masz samochód, dom i firmę. My nie byliśmy nad morzem od pięciu lat, trudno jest żyć bez pomocy.
Krewni zawsze szukają usprawiedliwienia dla własnej bezczynności. Czy oni naprawdę myślą, że innym ludziom wszystko spada z nieba? To nie jest szczęście, to ciężka praca. Trzeba mieć nadzieję na siebie, a nie prosić innych o pomoc. Moja cierpliwość wkrótce się skończy i powiem im wszystko co myślę.