Każdemu, kto wsiadł do autobusu, przeszkadzał zapach. Kierowca tylko wzruszył ramionami i powiedział, że sprawdził wszystko jeszcze raz, ale nie znalazł przyczyny dziwnej woni. Pasażerowie pootwierali okna, aby zaczerpnąć powietrza. Wszyscy z niecierpliwością czekali na to, co powiedzą ludzie, którzy właśnie wsiadali. Jaka będzie ich reakcja z ich strony, pewnie duże niezadowolenie. Pewna starsza kobieta przyciągała wszystkich wzrok. Weszła do autobusu z wyprostowanymi plecami, nie odezwała się ani słowem i usiadła na samym końcu przy oknie, udając, że nic nie poczuła.
Pasażerowie dawali swoje rady, żeby otworzyć więcej okien lub właz w dachu, ktoś skarcił kierowcę. Ktoś nawet zagroził, że pozwie go o zaniedbanie. Pewna dostojna kobieta, zaczęła przechadzać się po autobusie i obwąchiwać każdego. Jeden z mężczyzn zapytał oburzony:
– Co pani robi? Dlaczego pani mnie wącha?
– Próbuję znaleźć kogoś, kogo mój nos wyczuwa od ponad pół godziny i na pewno go znajdę. Wkrótce zatrzymała się przy jednej dziewczynie.
– Kochana, pozwól, że Cię poproszę, abyś wyszła. Dziewczyna wstała i ruszyła w stronę wyjścia, ale wtedy autobus gwałtownie szarpnął.
Z kurtki dziewczynki wypadł pies. Ona sama z trudem utrzymała się na nogach. Nędzny obrazek, obdarty, kędzierzawy, umęczony zwierzak, z jego oczu ciekły łzy. Przez całą drogę nawet nie pisnął, taki był słaby.
– Znalazłam go i zabieram do domu, chcę z nim iść do weterynarza. Ktoś wylał na niego jakiś roztwór. Na karku widnieje ropiejąca rana, to gnije i stąd ten zapach.
Wszyscy patrzyli na psa z bólem i troską, starali się pomóc i udzielali rad. Starsza kobieta podała numer do weterynarza, który od lat leczy jej zwierzęta. Przykry zapach odszedł, jakby ręką odjął, nikt więcej o tym nie mówił.