Tuż za drzwiami wejściowymi, zatrzymała mnie mała rączka dziecka. Był to chłopiec sąsiadów, który skarżył się, że nie może obudzić babci. Wciąż pamiętam jego zdumione zielone oczy.

Późno w nocy, wracałem ze spotkania z przyjaciółmi. Byłem w dobrym nastroju, bo przede mną weekend. Owinąłem się w zimową kurtkę, która okazała się najbardziej odpowiednia na tę jesień. Chciałem szybko wrócić do domu, napić się kawy, usiąść przy laptopie i poświęcić trochę czasu zdjęciom, które zrobiłem z moimi przyjaciółmi.

Kiedy wszedłem do środka, spojrzałem na czyjąś rękę wyciągniętą w moją stronę, a przerażenie natychmiast uderzyło mi do serca. Odruchowo się cofnąłem, a w mojej świadomości pojawił się mały chłopiec stojący tuż za metalowymi drzwiami, które otworzyłem kluczem. Prawie płacząc, poprosił mnie o pomoc. Nie wiem, czy byłem pierwszy, ale nie mogłem odmówić.

Chłopiec mieszkał w naszym budynku, miał około sześciu lat. Zaprowadził mnie na pierwsze piętro, do uchylonych drzwi mieszkania. Okazało się, że nie mógł obudzić babci i nie wiedział, do kogo ma się udać. Starsza kobieta siedziała w fotelu, z gazetą w ręku. Jej twarz wyglądała na woskową, a kiedy dotknąłem ją zimnymi rękami, była jeszcze zimniejsza.

Nie wiedziałem, jak powiedzieć dziecku o wszystkim, żeby go nie urazić, więc zapytałem, kiedy jego rodzice wrócą do domu. Powiedział, że nie ma rodziców, tylko babcię.

Ten piękny wieczór, został bardzo mocno zakłócony przez ten incydent. Musiałem wezwać policję i dopełnić wszystkich procedur wymaganych w przypadku takich zdarzeń. Upewniłem się, że pracownicy operacyjni, skontaktowali się z organami opiekuńczymi. Ponieważ chłopiec nie miał żadnych krewnych, prawdopodobnie zostanie umieszczony w tymczasowym ośrodku dla sierot. Jeśli nie uda się znaleźć krewnych, a jest mało prawdopodobne, by któryś z nich zgodził się przyjąć sierotę pod opiekę, chłopiec trafi do sierocińca.

Chyba nigdy wcześniej, nie widziałem dziecka, które wielkimi zielonymi oczami, patrzyłoby na mnie z nadzieją, szukając odpowiedzi. A ja, nie mogłem nic zrobić, aby mu pomóc i byłem tak samo zdumiony jak dziecko, dosłownie przygnieciony świadomością ogromnego ciężaru, niebotycznie obciążającego psychikę małego człowieka, który musiał przez to przejść sam. Jak to się mogło stać? Kto jest winien? Czy można było uniknąć takiego losu dziecka? Pytania są retoryczne, nie ma nikogo, kto mógłby na nie odpowiedzieć. Chciałbym tylko móc krzyczeć do świata: „Ludzie! Wiele zależy od was! Otrzymaliście umysł, starajcie się go używać w każdej chwili swojego życia!”.

Do dziś mam gęsią skórkę na plecach, gdy pomyślę o małym chłopcu z pierwszego piętra. Nie wiem, jak potoczyło się jego życie, ale mam nadzieję, że trafił do dobrej rodziny i nie patrzy już tak smutno na ludzi, a wokół niego są osoby, które na pewno mu pomogą.

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

czternaście + dziewięć =

Tuż za drzwiami wejściowymi, zatrzymała mnie mała rączka dziecka. Był to chłopiec sąsiadów, który skarżył się, że nie może obudzić babci. Wciąż pamiętam jego zdumione zielone oczy.