Jechałam tramwajem z pracy, gdy na jednym z przystanków, weszła dziewczyna z małym czarnym kotkiem. Niezwykłe było to, że nie niosła go w nosidełku, ani w torbie, lecz owinęła w szalik. Była późna jesień i taki szalik nadawał się do okrywania siebie, ale ona przykryła nim śpiącego kotka.
Usiadła obok mnie, drapiąc zwierzę za uchem i sprawiając, że mruczało cicho. Byłam ciekawa, skąd go wzięła i dlaczego niesie w taki sposób, więc nie mogłam nie zapytać. Powiedziała, że kiedy zeszła do przejścia podziemnego na przystanek tramwajowy, zobaczyła babcię rozdającą kocięta. Ten był ostatni. Kobieta była już w drodze i zostawiała pudełko z kotkiem. Ta dziewczyna przygarnęła go, aby zapewnić mu ciepło i uniknąć kłopotów.
Nie zdawałam sobie sprawy, że istnieją jeszcze tak prawdziwe istoty ludzkie, którym zależy na tak małym i pozornie nieistotnym życiu. To naprawdę podniosło mnie na duchu i dodało mi otuchy po pracy.
Zanim wyszłam, pogłaskałam kotka i życzyłam dziewczynie miłego wieczoru, ponieważ z pewnością uczyniła mój wieczór „wspaniałym”.