Stało się to w Sylwestra. W domu nie mieliśmy mandarynek, a mnie brakowało szczęścia i witaminy C, więc wysłałam męża do sklepu. Oprócz mandarynek zamówiłam słoik z kukurydzą, groszkiem i różne sosy.
Mój mąż i ja zawsze świętujemy tylko we dwoje, nie potrzebujemy wiele, ale miło jest zobaczyć na stole coś smacznego.
Kiedy mąż poszedł, ja zajęłam się przygotowaniem kryształowych kieliszków i sztućców na nasze małe przyjęcie. W pewnym momencie usłyszałam, że nadchodzi. Zawsze głośno tupie nogami przy wejściu, otrzepuje buty ze śniegu, szeleści torbami. Wyszłam po zakupy, ale on nie trzymał w ręku torby z mandarynkami i kukurydzą, tylko czarny worek na śmieci, których przy śmietnikach jest mnóstwo. Zdziwiłam się, że przyniósł zakupy w tak dziwnej torbie, ale on uśmiechnął się tylko z poczuciem winy i podał mi je.
Zajrzałam do środka i oniemiałam. Nie było tam żadnych zakupów, tylko biały, puszysty kotek skulony na dnie.
Mąż wyjaśnił, że szedł w stronę sklepu, gdy usłyszał szelest torby przy koszach na śmieci. Zdziwił się, że ktoś tam jest, sprawdził na wszelki wypadek i znalazł kotka. A kotek był bardzo ładny i wyraźnie potrzebował domu. Widziałam, że mój mąż chce go przygarnąć, nie miałam nic przeciwko temu.
Do listy mandarynek i kukurydzy musiałam jedynie dodać karmę dla kotów, żwirek i kuwetę. Kto by pomyślał, że w Sylwestra dostaniemy takie puszyste cudo. Jest naprawdę niewiarygodnie piękny, nie mogę sobie wyobrazić, jak ktoś mógł zrobić coś tak brutalnego i wyrzucić go na mróz.