Jestem osobą dość powściągliwą, a komunikacja z płcią przeciwną nie należy do łatwych. Lubię odpoczywać spokojnie, nawet nudno, jak na dwudziestopięciolatkę przystało: czytam, słucham muzyki relaksacyjnej, chodzę na spacery.
Nie chodzę do klubów i nie interesują mnie duże firmy. Moja naturalna nieśmiałość sprawia, że czuję się niekomfortowo. W ten sposób, doszłam do wieku dwudziestu pięciu lat, nie mając żadnego doświadczenia w poważnych związkach. Patrzę na innych i zazdroszczę jak chodzą parami, śmieją się razem.
Wtedy los, dał mi też szczęście. Spotkałam go w księgarni, a Wiktor pomógł mi zdobyć książkę, która leżała na najwyższej półce. Potem wymieniliśmy się numerami telefonów i nawiązaliśmy burzliwy romans, który zakończył się małżeństwem.
Wiktor jest piętnaście lat starszy ode mnie, ale wygląda niesamowicie. To wysoki, szczupły, stylowy, blondyn o wyrazistych niebieskich oczach. Ma własną firmę i drogi samochód – marzenie każdej kobiety. Mieszkaliśmy w luksusowym mieszkaniu, jeździliśmy na zagraniczne wakacje i niczego sobie nie odmawialiśmy.
Dzięki Wiktorowi zobaczyłam świat, odkryłam wiele różnych tradycji i spróbowałam wielu potraw – życie stało się o wiele ciekawsze. Czas wolny, również był bardzo intensywny: galerie, teatry, opera, kino, zajęcia z malarstwa. Byliśmy też na siłowni i na basenie.
Ostatnio Wiktor zaczął mówić o dzieciach i trochę mnie to zszokowało. Nie spodziewałam się, że tak szybko będzie chciał mieć dziecko, ale nie okazywałam tego. Szczerze mówiąc, nie chciałam odcinać się od świata i pozostawać na urlopie macierzyńskim, gdy było tyle do zrobienia. Tak, kiedy żyłam skromnie i nie miałam takich możliwości, często myślałam o macierzyństwie. Teraz już tak bardzo mnie to nie rusza.
– Czy możemy na razie żyć dla siebie? – Nieśmiało wyjaśniłam.
– Ty i ja żyjemy dla siebie od wielu lat. – Sprzeciwił się Wiktor. – Jesteśmy już wystarczająco starzy.
Nie podzielałam jego zdania, ale też nie chciałam się spierać. Dobrze się czułam z nim jako człowiekiem, dobrze się czułam w naszym życiu. Ponadto, nie chciałam się rozstawać i przyzwyczajać do ponownego zamknięcia w małym mieszkaniu z marną pensją.
Zapadła więc decyzja: musimy mieć dziecko. Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Próbowaliśmy przez pół roku, ale nie pojawiały się cenne paski. Wiktor odmówił wykonania jakichkolwiek badań, zapewniając nas, że nic mu nie jest.
Szczerze wierzył, że to ja jestem źródłem wszystkich problemów. Nasz związek pogorszył się, odsunęliśmy się od siebie. Jego matka zaczęła ingerować we wszystkie aspekty naszego życia, nastawiając mojego męża przeciwko mnie.
Pewnego dnia, wróciłam wcześniej z pracy i niechcący ją podsłuchałam:
– Wiktor, po co Ci ta kobieta? Jest już stara, by rodzić dzieci! Idźcie do jakiegokolwiek szpitala, a wszyscy lekarze wam to powiedzą ! Jest to ogromne ryzyko trudnej ciąży i urodzenia chorego dziecka. Pomyśl sto razy, zanim będziesz próbował dalej.
Powiedzieć, że byłam zaskoczona, to nic nie powiedzieć. Mam dwadzieścia pięć lat i jestem stara! Jak więc powinnam nazwać jej syna? To jest idiotyczne. To nie jej słowa najbardziej mnie uraziły, ale jego przyzwolenie. Nawet się nie sprzeciwił!
Kiedy ponownie przystąpiłam do testu, zobaczyłam tylko jedną kreskę, ale nie zmartwiło mnie to. Wręcz przeciwnie, poczułam ulgę. Piękne życie było wspaniałe, ale nie warte upokorzenia. Poczekałam, aż jego matka wyjdzie i zapowiedziałam swoje odejście.
– Czy Ty sobie żartujesz? Skąd taka dziwna decyzja? – Zastanawiał się.
– Po co Ci taka stara żona? Będę starą matką, ciąża jest skomplikowana, a ryzyko… – Powtórzyłam słowa matki.
– Nie dość, że podsłuchiwałaś i nie wstydziłaś się tego, to jeszcze postanowiłaś się obrazić! – Krzyknął na mnie Wiktor.
– Nigdy mnie nie szanowałeś! Te słowa są jeszcze większym dowodem na to, że mam rację. – Odpowiedziałam.
Wiktor nie zatrzymywał mnie, gdy się pakowałam. Uważa, że jest najlepszy na świecie i każda kobieta z chęcią stworzyłaby z nim związek. Ale czas mija, a on nadal nie nauczył się prawidłowo komunikować, ani stawiać granic.
Cieszę się, że nie doczekaliśmy się wspólnego dziecka. Być może wrócę do dawnego poziomu życia, ale nadal będę miała wolność i szacunek dla samej siebie. Gdzieś tam jest człowiek dla mnie, którego kiedyś spotkam i będę szczęśliwa.