Po tym, jak krewni przyjechali do mnie na obiad, byli obrzydzeni

Mój mąż miał dodatkową zmianę w pracy, a ja, jak to zwykle w sobotę, szperałam w ogrodzie. Na wiosnę just sporo pracy, więc skupiłam się tylko na tym, a potem usłyszałam znajomy pisk hamulców za ogrodzeniem. W bramie pojawiły się trzy osoby: ciocia, wujek i ich syn.

– Cześć! Byliśmy na rybach w Waszej okolicy, ale strasznie zgłodnieliśmy. Pójdziemy do kuchni i czymś się poczęstujemy.

Byłam zaskoczona ich śmiałością, ale pozwoliłam na to. Poszli sami, bo ja musiałam jeszcze dokończyć grządki z koprem, pietruszką, cebulą i rzodkiewkami.

Po piętnastu minutach weszłam do domu. Wujek i ciocia jedli jedzenie z szybkością odkurzacza, ale syn żuł pietruszkę i dziwnie spoglądał na talerz.

– Coś jest nie tak z jedzeniem – powiedział wujek.

Tak, to było ugotowane dla psa, a dla nas rosół z kaczki jest tutaj pod przykryciem.

Nie wyobrażacie sobie rozbawienia ich syna:

– Tato, powiedziałem, że to nie na obiad, a Ty: „Jedz, jedz!”.

Śmiał się jeszcze przez długi czas, ale najważniejsze jest to, że będą mieli lekcję. Przyzwyczaili się do jedzenia wszystkiego, co gotuję dla mojej rodziny. Krewni są oczywiście dobrzy, ale zdarza się, że są też niezwykle bezczelni.

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

cztery × cztery =

Po tym, jak krewni przyjechali do mnie na obiad, byli obrzydzeni