Nie odkładajcie życia na antresolę

Co to jest? – Anna zapytała chłodno, podnosząc widelec.

– Czy to z tego zestawu, który dostałaś na swój ślub?

Hania nie poczuła żadnego niepokoju. Powiedziała mi później, że nawet nie usłyszała pierwszego pytania, dalej robiła w kuchni gołąbki. Nie zdążyła jeszcze przyzwyczaić się do teściowej, myślała, że to po prostu miła kobieta, matka jego męża, która po prostu wpadała czasem w odwiedziny. Kto wiedział, że będzie tak bardzo utrudniać jej życie.

– Haniu – kontynuowała Anna. – Czy to jest widelec z zestawu? Sześć srebrnych łyżek stołowych, sześć srebrnych widelców, sześć noży, sześć łyżeczek – wszystko z pudełka prezentowego…? Jak to wytłumaczysz?

Wtedy Hanna odwróciła wzrok od kuchenki:

– Co się stało?

Jej teściowa zarumieniła się z oburzenia. Początkowo cicho, potem coraz bardziej rozgniewana, powiedziała, że świętokradztwem jest używanie na co dzień srebrnych sztućców. Kosztowały trzysta złotych, więc jak można było tak bezmyślnie nimi jeść?

A dlaczego mam ich nie używać? – młoda kobieta była zdezorientowana.

Teściowa zarumieniła się jeszcze bardziej, odrzuciła serwetkę na stół i krzyknęła:

– Nie wiesz, jak dbać o rzeczy!

Hania zamarła, wiedziała, że lepiej nie kłócić się z gośćmi o religię i politykę, ale jak reagować na gości, którzy ubolewają nad widelcami?

– Mamo, nie denerwuj się – powiedziała pojednawczo – to taka bzdura.

Teściowa obrzuciła ją ostrym spojrzeniem. Wydawało się, że jeszcze trochę i własnoręcznie spakuje wszystkie sztućce do pudełka.

– Bzdura? – powiedziała cicho. – A co Ty wniosłaś do tego mieszkania? Dlatego nie interesuje Cię to, co się tu dzieje? Dom by się palił, a Ty krzyknęłabyś, że to bzdura…

– No wiesz… – Hanna starała się trzymać na wodzy narastającą irytację, ale tym razem nie było sposobu, by się powstrzymać. – Dosyć tego…! Idź do pracy w urzędzie, zapłacą Ci za Twoje chamstwo!

Po tych słowach Anna chwyciła się za serce, a przestraszona Hania pospiesznie otworzyła okno. Teściowa zapadła się w fotelu i relacjonowała swój stan zdrowia:

– Czuję drganie naczyń… tachykardia… ciśnienie… ciśnienie wzrosło!

Hania niemal płacząc, rzuciła się po telefon:

– Przyślijcie karetkę! Jak najszybciej!

Po tych słowach teściowa wyprostowała się i ostro powiedziała:

– Nie! Wygląda na to, że już odpuszcza.

I zaczęła jeść swój obiad, a nawet poprosiła o więcej. To nie wszystko, narzuciła swoją wolę nowożeńcom – musieli schować „piękne widelce” i wyjąć te zwykłe, ze stali nierdzewnej.

Obiecaj, że dobrze schowasz ten zestaw – poleciła poważnie Anna. – Po co używać go codziennie? Twoje dzieci to odziedziczą.

Hania zastanawia się teraz: Co to za mentalność? Jaki jest cen ukrywania dobrych rzeczy do lepszych czasów?

Dlaczego nie możemy ich wykorzystać tu i teraz? To ja i mój mąż dostaliśmy te widelce, ale na żadnym rodzinnym spotkaniu nie możemy ich demonstrować, bo inaczej teściowa znowu dostanie zawału! Siostra mojego męża myśli dokładnie tak samo jak jej mama. Prowadzi bloga kulinarnego i robi zdjęcia talerzy z gotowym jedzeniem tylko na pięknym obrusie, ale potem obrus zwija i chowa głęboko do szafy. Dlaczego, można zapytać? Bo trzeba chronić drogą rzecz – tego nauczyła mnie moja mama.

Moja mama nie zachowuje się lepiej. Dałam jej w prezencie perfumy, a ona ani razu ich nie użyła. Pomyślałam, że kupię jej jeszcze jedne, a ona powiedziała, że wystarczą jej na dziesięć lat. Albo moja babcia: ma prawie osiemdziesiąt lat i wciąż nie otworzyła zestawu, który dostała na sześćdziesiąte urodziny.

Czy nie rozumie, że za jakiś czas nie będzie jej potrzebny?

Im dłużej o tym myślę, tym bardziej nie wiem, co powiedzieć… Mam ciotkę – jej zestaw filiżanek został rozbity na kawałki. Porcelanowy zestaw do herbaty dla dwunastu osób, ze złotymi obwódkami i pieczątkami „Made in Germany” na odwrocie każdego elementu – ups!!! – spadł z antresoli. Ciocia, przerażona, dzwoniła do wszystkich – nawet do mnie, mimo dużej odległości – i opiewała swoją młodość, rozbitą na tysiąc kawałków:

– Rodzice dali nam je dwadzieścia lat temu. Nie tknęliśmy ich, czekaliśmy na specjalną okazję, porcelanowe, Boże… Nigdy nawet nie napiliśmy się z nich herbaty.

Pełno mam takich historii, a nie mam żadnego wytłumaczenia na tę oszczędność. Moja przyjaciółka pół roku temu kupiła luksusowy fotel do pokoju, a ja nadal go nie widziałam –  zawsze jest nakryty starym kocem:

– Och, zaraz byłby brudny – w kółko powtarza. – Dwoje dzieci, pies, kot – no właśnie, gdzie! Ten koc zdejmuję tylko w wielkie święta! Równie dobrze mogła postawić w pokoju zwykły fotel, który byłby znacznie tańszy i nie szkoda byłoby go używać.

Dlaczego? Dlaczego serwety, świece zapachowe i piękne zastawy zachowujemy na specjalną okazję? Dlaczego odkładamy jedwabną pościel na „specjalną noc”, chowamy diamentowe kolczyki do pudełka i klepiemy dziecko po ręce, gdy próbuje podkraść kawałek sera ze stołu „przed czasem”? W jaki sposób dzień dzisiejszy jest gorszy od przyszłego?

Czy życie może być odkładane na antresolę? Nawet jeśli w domu jest kot albo manipulująca teściowa? Oczywiście, uspokajamy wszystkich: „Dobrze, schowamy”. Ale po co? Czy nie lepiej żyć tu i teraz?

Zapalcie najpiękniejsze świece, załóżcie najlepszą bieliznę i uśmiechnijcie się do swoich bliskich, jakby najważniejszy dzień był właśnie dzisiaj. Teraz.

A my po kryjomu nadal jemy srebrnymi sztućcami.

 

Oceń artykuł
Dodaj komentarze

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

jeden × 3 =

Nie odkładajcie życia na antresolę