Moja córka, przez całe życie, była wspaniałą uczennicą. W szkole uczyła się dobrze, interesowała się wieloma przedmiotami i wiele z nich rozumiała, dlatego rozważała różne zawody. Czym nie chciała być… Kiedyś czytała Iana Fleminga i twierdziła, że pójdzie do wywiadu…
Następnie zapisała się na stanowisko specjalisty ds. dokumentacji, ponieważ niefortunnym zbiegiem okoliczności, nie poszło jej zbyt dobrze na egzaminach. Jednak na drugim roku studiów dostała stypendium i przez cały okres studiów miała dobre wyniki w nauce, a także głęboko związała się z analizą i postanowiła, że w przyszłości będzie się starać o przyjęcie do ośrodków analitycznych.
Wszyscy z niecierpliwością, czekaliśmy na jej dyplom. Przedtem w ogóle nie zawracaliśmy jej głowy pracą, chcieliśmy żeby się normalnie uczyła, już wtedy bardzo przejmowała się wszystkimi egzaminami i testami. Jednak po egzaminie państwowym, Sara w końcu zaczęła szukać pracy.
Szukała w Internecie i w aplikacjach, zamieściła jakieś CV… Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko dostanie telefon, ale dosłownie tego samego dnia, została zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. Okazało się, że stanowisko kierownika jest przeznaczone dla tych irytujących osób, które dzwonią i próbują sprzedać Ci okna.
Sara od razu odrzuciła tę propozycję, mimo dużej pensji. Zaczęła szukać czegoś bardziej odpowiedniego, ale w podobnej firmie, byli gotowi przyjąć ją na stanowisko kierownika z minimalnym wynagrodzeniem i procentem od sprzedaży usług. Córka odmówiła.
Już od ponad pół roku poszukuje pracy. Przez pierwsze trzy miesiące po ukończeniu studiów, nadal aktywnie uczestniczyła w rozmowach kwalifikacyjnych, ale wcale jej się to nie podobało. Pracownicy, szef, niska płaca, dalekie dojazdy lub prośba o zrobienie czegoś, czego się nie uczyła.
Bywało, że pracowała kilka dni, najwyżej tydzień, a i tak odchodziła, bo było jej ciężko. Jej ulubionym zdaniem było: „To ja wybieram swoją pracę, nie ona”.
I wszyscy czekamy, aż Sara coś wybierze. A czas płynie…