Marcin jechał do domu z trzepoczącym sercem. Dziesięć lat, dziesięć… był innym człowiekiem. A dwa tygodnie temu wreszcie wszystko sobie przypomniał. Był przestraszony latami, które minęły.
Dziesięć lat temu poszedł do pracy, aby razem z żoną mogli mieć dziecko. Może to zabrzmi dziwnie, ale tak właśnie było. Nie byli w stanie począć dziecka naturalnie. Konieczna była procedura zapłodnienia in vitro. Niestety, pierwsza próba nie powiodła się.
Dlatego wyjechał za granicę. Pamiętał, że wsiadł do pociągu, ale to, co stało się potem…
I wtedy milczący i zagubiony, znaleziono go niedaleko dworca kolejowego w sławnym mieście Paryżu z całkowitą utratą pamięci i zakrwawioną głową.
Przygarnęła go życzliwa starsza kobieta, której jedyny syn zmarł niedawno i przez te dziesięć lat zastępowała mu matkę. Szybko otrząsnął się z traumy, ale pamięć już mu nie wróciła. On i jego matka zastępcza poszli na policję, ale bezskutecznie. Nie mogli mu pomóc.
Trudno było dostać pracę bez dokumentów, ale silne, męskie ręce zawsze są potrzebne. Dla niego też znaleziono pracodawcę.
Dziesięć lat po wypadku na budowie nagle przypomniał sobie, że jest Marcinem. I oniemiał. Jak to możliwe… Jego żona musi być już mężatką…
Kiedy żona go zobaczyła, straciła przytomność. Trójka dzieci wybiegła, żeby ją podnieść.
„Wyszła za mąż, ma rodzinę…” – pomyślał Marcin. Ale nie śmiał jej winić, tyle lat minęło…
Kiedy jednak jego żona oprzytomniała i dowiedziała się, co się działo z ukochanym, przekazała mu dziwną, szokującą wiadomość. Wszystkie te dzieci są jego. Ale jak?
Okazało się, że kobieta wykorzystała jego materiał genetyczny, który został zamrożony do zapłodnienia in vitro. Przy pierwszej sprzedaży samochodu sztuczne zapłodnienie kosztowało taniej niż samo zapłodnienie in vitro. Urodziła się Sylwia. Rok później żona zdecydowała się na drugi zabieg i zaciągnęła na niego kredyt. Urodziła się Marta. A Karolinka urodziła się dzięki programowi charytatywnemu zorganizowanemu przez jedną z fundacji. Nie żałowała niczego, miała rodzinę.
Och, jak Marcin wtedy płakał. Tyle przykrości, a teraz takie szczęście.
Przybrana matka zamieszkała razem z rodziną Marcina. Znowu dostał pracę i nie mógł się nacieszyć swoimi pięknymi dziećmi.
A jego żona nie mogła się powstrzymać od stresu, gdy wychodził do pracy. Bała się, że znowu się zgubi.
A dzieci cieszyły się, że ich tatuś, o którym mama tyle mi opowiadała, wreszcie się pojawił. Teraz chłopcy z ulicy nie będą ich już wyzywać, będą miały kogoś, kto stanie w ich obronie…