Po raz pierwszy od dziesięciu lat, Ola jechała ulicą znaną z dzieciństwa, która prowadziła do jej rodzinnego domu. Nawet za kierownicą drogiego samochodu, dziewczyna nie czuła się pewnie, gdy wracała do domu, a w jej głowie kłębiły się nieprzyjemne wspomnienia, dotyczące jej młodzieńczych lat. Minęły lata, odkąd dała sobie słowo, że już tu nie wróci, ale coś wciąż prowadziło ją do wioski, w której dorastała. Ola była wychowywana tylko przez matkę, ojciec zmarł przed ukończeniem przez nią trzeciego roku życia, więc widziała go tylko na zdjęciach. Nie mieszkali w dużym mieście, matka pracowała jako weterynarz, więc nie było czasu na miasto, a i ona sama nie zarabiała zbyt wiele.
– Nie martw się, córko – mówiła często – niech Bóg obdarzy Cię zdrowiem i szczęściem w życiu, a wszystko inne samo się ułoży.
Dziewczyna wyrosła na piękność, godną pozazdroszczenia, ale bez posagu. Na potańcówce poznała chłopca z sąsiedniej wioski. To była pierwsza miłość Oli, dlatego jej matka martwiła się, bo chłopak pochodził z bogatej, ale skomplikowanej rodziny. Bała się, że pobawi się córką i ja zostawi. Ola uspokoiła matkę i zapewniła ją, że Andrzej nie jest taki jak myśli, a pieniądze nie są dla niego najważniejsze. Po kilku miesiącach spędzonych razem, chłopak przyprowadził swoją matke do domu dziewczyny, lecz kobieta widząc ubogi dom przyszłej panny młodej, zadrżała. Nie powiedziała ani słowa, ale zasiała niepokój w sercu dziewczyny. W pierwszą sobotę listopada, kiedy zaplanowano ich ślub, Ola nie mogła znaleźć dla siebie miejsca, choć nie wiedziała dlaczego. Jej koleżanki przygotowały ją, założyły suknie, ale pana młodego wciąż nie było.
Ojciec chrzestny pojechał dowiedzieć się, co się stało, ale dziewczyna zdała sobie sprawę, że ślub się nie odbędzie.
Przed kościołem zjawiła się matka chłopaka:
– Nie pozwolę, aby mój syn tak żył, bez względu na to, co powiecie, nie pozwolę mu tak żyć! – Powiedziała kapłanowi matka Andrzeja. Ola płakała do następnego ranka, a miłość chłopca szybko wygasła, gdy jego rodzice zorientowali się, jaką połówkę wybrało ich dziecko. Rano dziewczyna wzięła starą walizkę i pierwszym autobusem pojechała do miasta. Pracowała tam najpierw jako kelnerka, potem jako asystentka w kuchni, a gdy miała możliwość wyjazdu do pracy za granicę, długo się nie zastanawiała. Już w drodze do obcego kraju, rodzina poinformowała ją o śmierci matki, ale ona nie mogła wrócić. Mijały lata, Ola ciężko pracowała, najpierw za grosze, potem za lepsze wynagrodzenie i mogła odłożyć trochę na przyszłość. Pierwszy zawód miłosny pozostawił jednak w jej sercu głębokie rany. Dziewczyna nie miała rodziny, a obraz Andrzeja i jego rodziców, nie dawał jej spokoju. Kiedy postanowiła odwiedzić rodzinną wioskę, sąsiedzi nie od razu zdali sobie sprawę, kogo odwiedza ta pani. Śliczna dziewczyna, zwana niegdyś Olusią, zmieniła się w uroczą, pełną wdzięku kobietę, pięknie ubraną, ale z tym samym uprzejmym śmiechem, jak wtedy, gdy była dzieckiem. Tylko jej oczy pozostały smutne, nawet gdy się śmiała.
W drodze do sklepu, Ola rozpoznała w starszej kobiecie, która szła na zakupy, matkę swojej pierwszej miłości. W drzwiach kobieta również ją rozpoznała i nie mogła powstrzymać łez:
– Oluniu … czy to Ty? Wybacz mi, dziecko, zrujnowałam Ci życie, zraniłam was oboje. Chciałam lepszej partnerki dla swojego jedynego syna, a on po Tobie nie zakochał się w nikim, tylko szukał szczęścia w butelce. To moja wina, wiem, muszę z tym żyć.
Oli było żal matki Andrzeja, zestarzała się i wyglądała na bardzo zmęczoną. Teraz ten obraz, pozwolił dziewczynie odejść, zobaczyła, że ludzie, którzy w młodości złamali jej serce, zapłacili za to własnym szczęściem.