Trudno nie martwić się o dobro i zdrowie dzieci w dzisiejszych czasach, gdy w telewizji słyszy się tylko o tym, że małe dzieci współżyją i że nieplanowane dzieci rujnują ich przyszłość. Bardzo martwiłam się o mojego syna.
Zaczął spotykać się z piętnastoletnią dziewczyną, gdy miał zaledwie osiemnaście lat – za rok kończył szkołę. Bardzo się bałam, że Ci dwaj mogą się spieszyć i stać się bohaterami jednego z takich programów telewizyjnych.
Nie mogłam ich nadzorować podczas randek, ale zawsze miałam na nich oko w domu. Wiedziałam, że staję się jedną z tych szalonych matek, które szukają pretekstu, żeby wejść i zobaczyć, co robią dzieci. Zakradłam się więc do pokoju syna, zamierzając zaproponować herbatę i zwabić ich do kuchni, żeby nie byli sami. Podeszłam do drzwi, ale były otwarte, a przez szparę widziałam wszystko!
Dziewczyna mojego syna, leżała na jego łóżku z rozrzuconymi flamastrami i rysowała coś w zeszycie, a mój syn siedział przy biurku i słuchał wykładu ze szkoły, tylko od czasu do czasu odwracając się od ekranu, żeby zobaczyć, jakie kreskówki rysuje jego dziewczyna.
Po tym incydencie, moja paranoja nieco ustąpiła i pozwoliłam sobie zaufać synowi i nie bez powodu.
Weronika ma teraz dwadzieścia lat, a mój syn dwadzieścia trzy. Wynajmują razem kawalerkę, oboje pracują, a ja mogę być tylko dumna z ich niezależności i związku. Rozumiem inne matki, które tak samo jak ja, martwią się o swoje dzieci, ale radzę im, aby bardziej zaufały. Choć czasem warto to sprawdzić.