Nie lubię wspominać swojego dzieciństwa, bo z siostrą byliśmy zdani tylko na siebie. W tym czasie nasza mama była zajęta szukaniem dla nas nowego „tatusia”. Mama była kilkakrotnie zamężna, ale każdy nowy mężczyzna zatrzymywał się w naszym domu na krótko. Tyle tylko, że za próbami ułożenia sobie życia osobistego nie kryło się w ogóle zainteresowanie własnymi dziećmi.
W międzyczasie skończyliśmy szkołę i studia, a ja żyłem szczęśliwie, nie musząc już poznawać kolejnego narzeczonego mojej matki.
Moją przyszłą żonę poznałem w pracy. Była moją podwładną i na początku łączyły nas stosunki czysto służbowe. Kiedy poznaliśmy się bliżej, okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Zaczęliśmy się spotykać i najważniejsze dla mnie było to, że Olga w niczym nie przypominała mojej matki.
Zanim sformalizowałem nasze małżeństwo, postanowiłem przedstawić narzeczoną mojej rodzinie. I jak pewnie się domyślacie: moja mama przywitała nas z nowym partnerem obok. Dobrze, że Ola wiedziała o słabościach mamy i udawała, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Mama dobrze przyjęła moją narzeczoną i od tego pierwszego spotkania nawet się zaprzyjaźniły, czasem do siebie dzwoniły. Staraliśmy się nie skupiać na zachowaniu mamy, ponieważ jest to jej życie prywatne i mieliśmy nadzieję, że nie będzie się wtrącać w nasze.
Miesiąc temu urodziła się nasza córka, a po wypisie ze szpitala chcieliśmy przedstawić wnuczkę jej babci. Ola zadzwoniła do matki i zaprosiła ją do nas, ale usłyszeliśmy jakąś dziwną odpowiedź, że nie może teraz przyjechać. Na nasze przerażone pytania, czy coś się stało, znów odpowiedziała niejednoznacznie. Wszyscy wskoczyliśmy do samochodu i pojechaliśmy do niej.
Drzwi otworzył ten sam mężczyzna, którego spotkaliśmy przed ślubem. Mama próbowała wstać, nie od razu jej się to udało, ale kiedy się wyprostowała, zobaczyliśmy, że spodziewa się dziecka. Okazało się, że wzięli ślub cywilny, a mama postanowiła urodzić mężowi dziecko. Byliśmy zszokowani i nie mogliśmy tego ukryć, ale najbardziej zaniepokoił nas stan jej zdrowia.
W rozmowie z nią dowiedzieliśmy się, że nawet się nie zbadała, bo nie uważała, że trzeba iść do lekarza. Myślała, że skoro miała zdrowe dzieci, to i z tym będzie podobnie.
Niestety, mój brat urodził się z poważną wadą rozwojową i nie miał szans na zdrowe życie. Jakie to smutne, że z powodu jej lekkomyślnego podejścia do własnego zdrowia, a co ważniejsze, do zdrowia przyszłego dziecka, ten mały aniołek ucierpiał. Matka oddała chłopca, uzasadniając to tym, że nie będzie mogła patrzeć na jego cierpienie przez cały czas, ale prawdopodobnie nie chciała też obciążać się stałą opieką nad chorym dzieckiem.
Moja Ola stwierdziła, że powinniśmy go adoptować, ale ja, wyobrażając sobie trudne życie, jakie prawdopodobnie miałaby nasza rodzina, opiekując się nieuleczalnie chorym dzieckiem, zastanawiam się, czy naprawdę muszę w ten sposób odkupić moją matkę.