Dwadzieścia lat temu miałem ożenić się z Mariolą, dziewczyną z mojej wioski. Łączyła nas taka miłość, o jakiej piszą w książkach. Wiele osób zazdrościło nam takiego uczucia.
Kilka dni przed ślubem Mariola gorzej się czuła. Myślałem, że denerwuje się ślubem i jest po prostu przemęczona. W przeddzień ślubu oznajmiła mi, że zrobiła test ciążowy, który wyszedł pozytywny. Mariola oczekiwała, że ucieszę się na wieść, że będę ojcem, ale ja wpadłem w furię, bo byłem pewnien, że dziecko nie jest moje. Uprawialiśmy seks tylko raz, cztery tygodnie wcześniej, więc było dla mnie oczywiste, że nie możliwe było, aby po jednym razie Mariola zaszła ze mną w ciążę. Wykrzyczałem jej w twarz, że jest puszczalska, a ona uciekła z płaczem.
Rodzina i przyjaciele mówili jak Mariola cierpi, jednak nie obchodziło mnie to, ona również mnie skrzywdziła i nie miałem zamiaru jej wybaczyć zdrady i wychowywać cudzego bachora. Chciałem dać Marioli ostatnią szansę i zaproponowałem, że jeśli się zdecyduje na aborcję, dojdzie do ślubu, ale dziewczyna mnie spoliczkowała i wyrzuciła za drzwi. To był koniec!
Następnego dnia wyjechałem z wioski, chciałem zacząć nowe życie, z dala od Marioli i problemów. Kilka razy w roku wracałem do rodzinnego domu, ale nawet kiedy przypadkiem spotykałem Mariolę, udawałem, że jej nie znam. Nie wiedziałem i nie interesowało mnie, jak dziewczyna ułożyła sobie życie, ale po opowieściach mojej siostry i mamy usłyszałem, że jej nie rozpieszczało. Była samotną matką, w małym miasteczku. Zrezygnowała z randek i życia osobistego, ale podobno była szczęśliwa.
Pewnego dnia usłyszałem rozmowę sąsiadek. Opowiadały że Mariola była cudowną mamą, robiła wszystko co mogła, aby jej synowi niczego w życiu nie zabrakło. Wiele lat pracowała jednocześnie na kilku etatach, aby zapewnić synowi wspaniałą przyszłość. Szymon, bo tak miał na imię, wyrósł na postawnego młodzieńca, kochał matkę. Słuchając tych pochwał, zrobiło mi się żal, że to nie ja jestem mężem Marioli i ojcem Szymona.
Lata mijały, a ja wracałem do wioski coraz rzadziej. Pewnego dnia przyjechałem na urodziny mojej mamy. Idąc w stronę kwiaciarni, w której chciałem kupić dla niej bukiet kwiatów zobaczyłem, że w moją stronę idzie Mariola i około dwudziestoletni chłopak. Gdy się mu nieco przyjrzałem doznałem szoku! On był kopią mnie, gdy byłem w jego wieku. Miał tą samą postawę, lekko śniadą skórę jak moja, moje rysy twarzy. Wtedy zrozumiałem, że jak wielki błąd popełniłem! Szymon był moim synem. Nie chciałem, aby mnie zobaczyli i ukryłem się w sklepie. Nie mogłem zebrać myśli.
Następnego dnia, gdy nieco sie uspokoiłem, poszedłem do Marioli. Zapukałem do drzwi i otworzył mi je Szymon. Gdy mnie zobaczył otworzył szeroko oczy, bo chyba również dostrzegł podobieństwo. Za nim stanęła Mariola. Zaprosili mnie do środka, a ja nie wiedziałem od czego zacząć. Chciałem przepraszać, ale czy słowa cokolwiek naprawią? Minęło dwadzieścia lat. Nie byłem obecny w życiu mojego syna i odtrąciłem cudowną kobietę. Nigdy sobie tego nie wybaczę!