Mojemu mężowi i mnie przydarzyła się bardzo nieprzyjemna sytuacja. Odwiedziliśmy razem jego byłą żonę, aby zobaczyć ich syna. Ja, oczywiście, nie byłam chętna, co jest zrozumiałe, ale mój mąż bardzo nalegał. Po rozwodzie mój mąż i jego była żona pozostali w dobrych stosunkach, ale mimo to czuł się nieswojo, więc zabrał mnie ze sobą jako grupę wsparcia.
Niestety nie zastanawiał się, jak ja będę się czuła. Chłopiec jest stosunkowo duży, ma trzynaście lat, ale jest bardzo arogancki i zapatrzony w siebie, choć być może zachowuje się tak, ponieważ ma za złe ojcu, że rzekomo ich porzucił. Rodzice rozstali się za obopólną zgodą, ale z jakiegoś powodu nikt nie wyjaśnił tego synowi, więc teraz zbieramy owoce tego pedagogicznego podejścia.
Po filiżance herbaty pożegnaliśmy się i poszliśmy na taksówkę. Gdy dotarliśmy na miejsce, a mój mąż sięgnął do portfela, aby zapłacić za przejazd, okazało się, że cała gotówka zniknęła. Ja też nie miałam przy sobie gotówki, więc musiałam sobie jakoś poradzić i zrobić przelew. Było mi bardzo wstyd przed kierowcą.
Później mój mąż zasugerował, że to syn prawdopodobnie wyjął portfel z torby, kiedy siedzieliśmy w kuchni.
Nie był zbyt rozgniewany, powiedział, że zadzwoni do byłej żony, aby odebrała synowi pieniądze.
Czy to już wszystko?! Czy takie przypadki kradzieży nie powinny być karane, aby więcej się nie powtórzyły? A może to ja nie mam racji? Współczują synowi, ponieważ czuje się on bardzo „opuszczony”, ale brak w tym wszystkim podstawowej dyscypliny.
Na jakiego człowieka wtedy wyrośnie?